Victoria
Siedzę u Carrie w pokoju i tulę do siebie roztrzęsioną blondynkę. Duff od pięciu dni nie daje znaku życia i nie odbiera telefonów. Kiedy jesteśmy w szkole, specjalnie omija klasę, w której mamy lekcje, a Carrie przez to jeszcze bardziej pogrąża się w rozpaczy.
- Nie martw się, on się odezwie – powiedziałam głaszcząc ją po ramieniu.
- A jak nie? Wszystko zepsułam, jestem dziwką – wyjąkała i rozpłakała się bardziej.
- Nie, nie jesteś. Duff pewnie też tak nie uważa – mruknęłam i przytuliłam ją mocniej.
- Uważa, wyszłam na tanią szmatę – warknęła – Boże, jak ja mogłam się całować z Joey'em...
- Daj spokój, każdy ma chwilę słabości – pocieszałam ją, ale coś chyba mi nie wychodziło.
- Idę z nim porozmawiać – mruknął pierwszy raz od długiego czasu Roger i wyszedł z pokoju.
Duff
No jak? No kurwa jak?! W jeden dzień wszystko się zjebało. Przyjechał jakiś pedał i tak po prostu odbił mi dziewczynę! A zresztą... Mam ich w dupie. Wszystkich mam w dupie.
- Stary... Co się do chuja dzieje? - zapytał Roger wparowując do mojego pokoju. Spojrzałem na niego znad mojej gitary akustycznej.
- A co ma się dziać?
- Do cholery jasnej – mruknął cicho pod nosem, podszedł do mnie i złapał za rękaw koszulki – słuchaj mnie teraz. Nie zachowuj się jak jakiś jebany obrażony bachor, okej? Masz iść do Carrie i z nią do chuja porozmawiać! Przecież ona ryczy tak, jakby usłyszała, że nie żyjesz!
- Nie będę do nikogo szedł, odpierdol się ode mnie – powiedziałem stanowczo i odłożyłem gitarę.
- McKagan!
- Co McKagan?! No co?! Kurwa, myślisz, że to takie łatwe? Pójść do niej i wytłumaczyć sobie wszystko? Muszę sobie to wszystko poukładać... Jestem człowiekiem, też mam uczucia! Zdradziła mnie i to boli do cholery! A wszyscy moi „przyjaciele” - tutaj pokazałem w powietrzu cudzysłów – trzymają jej stronę, a na mnie mają wyjebane! - wykrzyczałem mu prosto w twarz. Westchnąłem ciężko i usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłoniach.
- Duff, ale... Ale my nie wiedzieliśmy, że ty to tak odbierasz. Słuchaj, wiem, że ci trudno, ale musicie porozmawiać. Chociaż tylko tyle – usiadł obok i poklepał mnie po ramieniu – Jak tylko będziesz miał siłę i odwagę, odwiedź ją – powiedział i zniknął za drzwiami.
***
Zapukałem cicho. Stałem ze spuszczoną głową, a kiedy drzwi się otworzyły spojrzałem przed siebie i zobaczyłem panią Wilson.
- Siedzi u siebie – powiedziała cicho i odsunęła się trochę, żebym mógł wejść do domu. Wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi. Carrie leżała na łóżku odwrócona do mnie plecami. Co chwilę dało się słyszeć cichy szloch, przez co miałem ochotę podbiec do niej i ją przytulić. Ale muszę być twardy... Muszę, w końcu ja jej nic nie zrobiłem!
- Kimkolwiek jesteś, wyjdź chce być sama – powiedziała słabym tonem i pociągnęła nosem.
- Ze mną nie porozmawiasz? - zapytałem cicho i usiadłem na drugim brzegu łóżka. Podniosła się jak oparzona do pozycji siedzącej i spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- O Boże – szepnęła. Rozpłakała się jeszcze bardziej i wtuliła się we mnie mocno. Próbowałem, PRÓBOWAŁEM się nie łamać i w ogóle jej nie dotykać, ale nie mogłem! Objąłem ją mocno ramionami.
- Tylko Duff, żaden Bóg – wymruczałem i jeszcze mocniej ją przytuliłem.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam – powiedziała przez łzy – tak bardzo nie chciałam... Tak bardzo... Myślałam, że już nie przyjdziesz. Myślałam, że już mnie nie kochasz – zadrżała i rozpłakała się mocniej.
- Shh, kocham cię, ale nie rób mi już tak, okej? - zapytałem cicho. Przytaknęła tylko i pociągnęła nosem – no już nie płacz, Maleńka.
- Kocham cię Duffy – powiedziała, gdy już się trochę uspokoiła – Najmocniej na świecie – westchnąłem ciężko.
- Ja ciebie też.
***
Siedzę u Carrie w pokoju i tulę do siebie roztrzęsioną blondynkę. Duff od pięciu dni nie daje znaku życia i nie odbiera telefonów. Kiedy jesteśmy w szkole, specjalnie omija klasę, w której mamy lekcje, a Carrie przez to jeszcze bardziej pogrąża się w rozpaczy.
- Nie martw się, on się odezwie – powiedziałam głaszcząc ją po ramieniu.
- A jak nie? Wszystko zepsułam, jestem dziwką – wyjąkała i rozpłakała się bardziej.
- Nie, nie jesteś. Duff pewnie też tak nie uważa – mruknęłam i przytuliłam ją mocniej.
- Uważa, wyszłam na tanią szmatę – warknęła – Boże, jak ja mogłam się całować z Joey'em...
- Daj spokój, każdy ma chwilę słabości – pocieszałam ją, ale coś chyba mi nie wychodziło.
- Idę z nim porozmawiać – mruknął pierwszy raz od długiego czasu Roger i wyszedł z pokoju.
Duff
No jak? No kurwa jak?! W jeden dzień wszystko się zjebało. Przyjechał jakiś pedał i tak po prostu odbił mi dziewczynę! A zresztą... Mam ich w dupie. Wszystkich mam w dupie.
- Stary... Co się do chuja dzieje? - zapytał Roger wparowując do mojego pokoju. Spojrzałem na niego znad mojej gitary akustycznej.
- A co ma się dziać?
- Do cholery jasnej – mruknął cicho pod nosem, podszedł do mnie i złapał za rękaw koszulki – słuchaj mnie teraz. Nie zachowuj się jak jakiś jebany obrażony bachor, okej? Masz iść do Carrie i z nią do chuja porozmawiać! Przecież ona ryczy tak, jakby usłyszała, że nie żyjesz!
- Nie będę do nikogo szedł, odpierdol się ode mnie – powiedziałem stanowczo i odłożyłem gitarę.
- McKagan!
- Co McKagan?! No co?! Kurwa, myślisz, że to takie łatwe? Pójść do niej i wytłumaczyć sobie wszystko? Muszę sobie to wszystko poukładać... Jestem człowiekiem, też mam uczucia! Zdradziła mnie i to boli do cholery! A wszyscy moi „przyjaciele” - tutaj pokazałem w powietrzu cudzysłów – trzymają jej stronę, a na mnie mają wyjebane! - wykrzyczałem mu prosto w twarz. Westchnąłem ciężko i usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłoniach.
- Duff, ale... Ale my nie wiedzieliśmy, że ty to tak odbierasz. Słuchaj, wiem, że ci trudno, ale musicie porozmawiać. Chociaż tylko tyle – usiadł obok i poklepał mnie po ramieniu – Jak tylko będziesz miał siłę i odwagę, odwiedź ją – powiedział i zniknął za drzwiami.
***
Zapukałem cicho. Stałem ze spuszczoną głową, a kiedy drzwi się otworzyły spojrzałem przed siebie i zobaczyłem panią Wilson.
- Siedzi u siebie – powiedziała cicho i odsunęła się trochę, żebym mógł wejść do domu. Wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi. Carrie leżała na łóżku odwrócona do mnie plecami. Co chwilę dało się słyszeć cichy szloch, przez co miałem ochotę podbiec do niej i ją przytulić. Ale muszę być twardy... Muszę, w końcu ja jej nic nie zrobiłem!
- Kimkolwiek jesteś, wyjdź chce być sama – powiedziała słabym tonem i pociągnęła nosem.
- Ze mną nie porozmawiasz? - zapytałem cicho i usiadłem na drugim brzegu łóżka. Podniosła się jak oparzona do pozycji siedzącej i spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- O Boże – szepnęła. Rozpłakała się jeszcze bardziej i wtuliła się we mnie mocno. Próbowałem, PRÓBOWAŁEM się nie łamać i w ogóle jej nie dotykać, ale nie mogłem! Objąłem ją mocno ramionami.
- Tylko Duff, żaden Bóg – wymruczałem i jeszcze mocniej ją przytuliłem.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam – powiedziała przez łzy – tak bardzo nie chciałam... Tak bardzo... Myślałam, że już nie przyjdziesz. Myślałam, że już mnie nie kochasz – zadrżała i rozpłakała się mocniej.
- Shh, kocham cię, ale nie rób mi już tak, okej? - zapytałem cicho. Przytaknęła tylko i pociągnęła nosem – no już nie płacz, Maleńka.
- Kocham cię Duffy – powiedziała, gdy już się trochę uspokoiła – Najmocniej na świecie – westchnąłem ciężko.
- Ja ciebie też.
***
Carrie
To takie dziwne uczucie kiedy idziesz sobie przez korytarz, a wszystkie dziewczyny się na ciebie gapią. Czyli wszyscy już wiedzą, że jestem z Duffem? Świetnie.
- No siema piękna – mruknęła Megan, kiedy doszłam już pod klasę.
- Cześć – powiedziałam cicho, oglądając się za siebie – możesz mi powiedzieć, czemu wszyscy się na mnie gapią?
- Wiesz – zaczęła Victoria – laski dowiedziały się, że jesteś z McKaganem i mają ochotę wydrapać ci oczy – powiedziała z kpiącym uśmieszkiem, na co wywróciłam oczami – Ciekawe co powie Susan.
Parsknęłam cicho śmiechem, a ta dziwka jak na zawołanie pojawiła się za nami. Dziewczyny specjalnie zaczęły wypytywać o to, jak mi się układa z Duffem, a ja co chwila wywracałam oczami. W końcu zadzwonił dzwonek i weszłyśmy do klasy. Usiadłam w ostatniej ławce z Megan, a Victoria usiadła przed nami. Szybko odwróciła się i znowu zaczęła coś tam bredzić, jak dobrze, że z się pogodziłam z Duffem i jak fajnie, że jesteśmy razem.
- Wilson, Tyler, Beverly! O czym wy tak tam plotkujecie?! - wrzasnęła nauczycielka geografii i spojrzała na nas wrogo. W sumie to nie wiedziałyśmy co powiedzieć, bo ciągle gadałyśmy o moim chłopaku.
- One plotkują o tym McKaganie z trzeciej klasy – powiedział jakiś dres z ławki obok z głupim uśmiechem. W jednej chwili pobladłam.
- Tak? A co takiego interesującego jest w Michaelu? - zapytała, podnosząc jedną brew.
- No, bo teraz Carrie chodzi z Michaelem i sobie tak o nim ćwierkają – zaśmiał się jakiś kujon z pierwszej ławki, a ja zrobiłam się cała czerwona na twarzy, bo klasa wybuchła śmiechem.
- Rozumiem, że jest przystojny dziewczynki, ale teraz jest lekcja – powiedziała ze sztucznym uśmiechem nauczycielka, a ja zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona. Wszyscy w klasie nie przestawali się śmiać, oprócz mnie, Victorii i Megan.
- ZAMKNĄĆ SWOJE PIERDOLONE RYJE, BO WYJEBIE! - wrzasnęła Megan, a nauczycielka spojrzała na nią wrogo. Nagle w klasie zapanowała cisza.
- Beverly do dyrektora! Już cię tu nie ma! - krzyknęła geograficzka i wskazała palcem na drzwi. Megan tylko wywróciła oczami i wyszła z klasy. Do końca lekcji razem z Victorią siedziałyśmy cicho, a jak tylko zadzwonił dzwonek szybko wyszłyśmy z klasy, kierując się na boisko. Na trawie niedaleko sali gimnastycznej, pod drzewem siedzieli chłopacy. Duffy siedział tyłem więc podeszłam do niego, pochyliłam się i pocałowałam go w policzek, zarzucając mu ręce na szyję.
- Gdzie Megan? - zapytał Arthur zaskoczony nieobecnością swojej siostry.
- Siedzi u dyrektora – mruknęłam, siadając Duffowi na kolanach.
- Co się stało? - znowu zapytał, a Victoria nie wytrzymała i parsknęła głośnym śmiechem. Spuściłam głowę i uśmiechnęłam się lekko – no powie mi ktoś?
- To może opowiem od początku – wydusiła Vicky, a ja spojrzałam na nią spod byka. Jakoś nie chciałam, żeby ktoś, a w szczególności Duff, wiedział o tym. Jednak ona nie zwracając na mnie uwagi zaczęła mówić o tym co się wydarzyło w klasie. Jak skończyła, zaczęła się 10-cio sekundowa cisza, a potem wszyscy oprócz mnie wybuchli głośnym śmiechem. Zrobiłam się czerwona i wtuliłam twarz w puszyste włosy Duffa, który sam nie powstrzymywał się od śmiechu.
- Ja pierdolę – wykrztusił Roger – Duff przystojny! - zawył i znowu wybuchł śmiechem. W jednej chwili z twarzy McKagana zszedł uśmiech.
- Przepraszam kurwa, czy ty mówisz, że jestem brzydki?!
- Nie Duffy – powiedział z uśmiechem Roger i przysunął się bliżej przyjaciela – ty jesteś przystojny inaczej.
- Chuj z ciebie – warknął blondyn, po czym dostał całusa w policzek od chłopaka – i pedał.
- I TAK MNIE KOCHASZ – zawył Roger – Carrie pożyczysz mi go na noc?
- A bierz go sobie, w sumie dobry to on nie jest – powiedziałam z cwanym uśmieszkiem i zeszłam z jego kolan. Duff spojrzał na mnie z miną „Are you fucking kidding me?” - przykro mi Duffy, taka prawda.
- Wszyscy mnie obrażają, idę sobie do... Do Susan, o! - Wstał i chciał już iść, ale złapałam go za rękę i wywróciłam na trawę.
- Nigdzie nie idziesz – powiedziałam stanowczo i przytuliłam się mocno do niego. W końcu zadzwonił dzwonek na następną lekcję.
***
Duff
Siedzimy w jakiś krzakach i od dwóch godzin obserwujemy nieduży biały dom. W sumie to nawet nie wiem o co chodzi, ale Carrie mnie do tego zmusiła.
- Carrie, czemu my do cholery tutaj ciągle siedzimy? - zapytała Victoria.
- Właśnie, przecież jak chłopak ma długie włosy to od razu nie oznacza, że słucha takiej muzyki jak my – wycharczał Arthur.
- Ale mówię wam, on miał koszulkę ze Stonesów! I wygląda jak Keith Richards – powiedziała podekscytowana blondynka – patrzcie idzie!
Z domu wyszedł czarnowłosy chłopak. Rzeczywiście, długie miał te kudły, tak do ramion. Był blady i chudy jak szkielet. Oczywiście, tak jak mówiła moja dziewczyna, miał na sobie koszulkę z logiem The Rolling Stones, czarne rurki z dziurą na kolanie i jakieś stare trampki. Wpatrywaliśmy się w niego z dziesięć minut, w sumie to nie wiem po jakiego chuja.
- Co wy robicie? - usłyszeliśmy niski, zachrypnięty głos i odwróciliśmy głowy. Za nami stał rudy chłopak i patrzył na nas jak na debili. Jak tylko Wilson zobaczyła koszulkę z Led Zeppelin uśmiechnęła się szeroko i podała mu dłoń.
- Carrie jestem.
Moim zdaniem ten rozdział jest... jest zły, po prostu. Kiedy go pisałam, miałam momenty, w których zadawałam sobie pytanie, czy dalej ciągnąć to opowiadanie. Nie wiem co się stało, dostałam jakiejś deprechy.
Jestem zła, na siebie i na wszystkich, w sumie nie wiem za co.
Jutro wyjeżdżam na trzy dni nad morze, może wtedy się jakoś wyluzuje...
Tą słodkość, którą nazwałam pogodzeniem dedykuję Julcze, która dodaje mi sił i weny ;3