niedziela, 19 maja 2013

Why Worry? - rozdział 2


Załomotała po raz kolejny w dębowe drzwi. Nie interesowało ją to, że jest 3 w nocy. Nie interesowało ją to, że jest ponad tysiąc pięćset kilometrów od domu. Nie interesowało ją to, że jest burza, a ona piętnaście minut stoi jak kołek pod wielkim domem. Ciocia zawsze mówiła, że może do nich przyjść, kiedy tylko ma jakiś problem. Zadrżała z zimna i ponownie zapukała w drzwi. Powoli traciła nadzieję, że rodzina w ogóle jest w domu, ale nie zamierzała się nigdzie ruszyć. Mniej więcej dlatego, że nie miała gdzie pójść, a ostatnie pieniądze wydała na bilet lotniczy. Zaszlochała głośno i walnęła w drzwi pięścią. W końcu usłyszała kroki na schodach, a po chwili ukazał się przed nią wysoki blondyn w czarnych dresach.
- Angie?! Co ty robisz w Seattle o tej porze? Powinnaś być... - nie dokończył, bo mulatka wtuliła się w niego całym ciałem i wybuchnęła płaczem.
- Ja już tam nie chcę... - szepnęła, a chłopak zauważył małą torbę podróżną na betonie. Westchnął głośno, wziął bagaż brunetki, objął ją ramieniem i wprowadził do domu. Skierowali się do salonu. Dziewczyna usiadła na kanapie i zadrżała. Andy spojrzał na nią z współczuciem i ukląkł przed nią.
- Może pójdziesz się przebrać, co? Jesteś cała przemoczona... - zaproponował, a ona skinęła głową, wzięła swoją torbę i poszła do łazienki. Blondyn ponownie westchnął i udał się do pokoju swoich rodziców. Kiedy już zamierzał wchodzić do sypialni, z niej wyszła jego matka.
- Ktoś przyszedł? Coś się stało? - zapytała szybko i naciągnęła bardziej koszulę swojego męża.
- Angie – mruknął cicho i, widząc zdziwioną minę swojej mamy, pośpieszył z wyjaśnieniami – nie mam pojęcia co ona tutaj robi. Sam się zdziwiłem, że przyleciała prosto z Los Angeles. Najwyraźniej musiało się stać coś poważnego, nie sądzę, że przyleciała by w nocy do Seattle, bez żadnego powodu.
- Kiedyś zabiję tego osła... - warknęła, łapiąc się za głowę – gdzie ona jest?
-W łazience – usłyszeli otwierane drzwi – już nie.
Kobieta zeszła na dół i zobaczyła siedzącą na kanapie mulatkę, przykrytą kocem.
- Ciociu, nie obrazisz się, że wzięłam sobie koc? - zapytała i podciągnęła kolana pod brodę.
- Jejku, Angie... - szepnęła blondynka z łzami w oczach, szybko usiadła obok nastolatki i przytuliła z całej siły – co ty tu robisz, Kochanie?
- Powiedział, że chce spędzić trochę czasu ze swoją rodziną. Jedzie z nimi na jakieś pieprzone wyspy. Zapytał, czy nie mam czasami żadnych planów, bo nie może mnie samej zostawić w domu – pociągnęła nosem i spojrzała na Charlie – Mogę tu zostać na te dwa tygodnie?
- Oczywiście Skarbie, że możesz – objęła brunetkę jeszcze mocniej – A z tym idiotą to ja sobie porozmawiam...
- Dziękuję – szepnęła i wtuliła się w kobietę. Za to wszyscy kochali Charlotte McKagan. Za to złote serce, które skrywała w sobie i wszystkim darowała. Mimo że niektórzy ją krzywdzili, ona zawsze im wybaczała i ciągle pomagała, pocieszała... Była niesamowita.
Dla Angie jeszcze bardziej. Była dla niej jak matka, którą straciła w wieku czterech lat. Od tamtej pory mulatka już nie jest oczkiem w głowie swojego taty. Od tamtej pory jest jak jego przeszkoda. Jak coś, co trzeba bardzo szybko usunąć, bo przynosi same problemy. Zaraz po śmierci żony, Slash zaczął znowu brać, a jeśli chciał mieć swoje dziecko przy sobie, musiał pójść na odwyk. Gdy z niego wrócił, zajmował się swoją nową dziewczyną, a jego malutka córeczka odeszła na drugi plan. A wtedy potrzebowała go najbardziej.
- Ciociu...
- Tak, Kochanie?
- Mogę się już położyć...? - zapytała niepewnie brunetka.
- Oczywiście, Skarbie. Chodź, pościelę ci łóżko w gościnnym – kobieta uśmiechnęła się blado i wstała.
- Ale... Ale ja mogę spać na kanapie... I tak już dużo problemów narobiłam – zaczęła się jąkać, ale Charlie szybko jej przerwała.
- O nie, Kochana, jesteś moim gościem! - powiedziała wesoło, a gdy Angie wstała, od razu spochmurniała – Ile ty ważysz, Dziecko?!
Kiedy mulatka była przykryta kocem, nie widziała jej całego ciała, ale teraz jak stała przed nią w koszulce na ramiączkach i krótkich spodenkach, zrobiło jej się słabo. Nigdy nie widziała tak wychudzonej osoby. Wszędzie wystawały jej kości. Spodenki były zawiązane na sznurek, a ciągle spadały. Koszulka dosłownie wisiała na niej jak worek, mimo że był to prawdopodobnie najmniejszy rozmiar. Angie zaszkliły się oczy, jednak zamrugała kilka razy i cichym szeptem odpowiedziała na pytanie blondynki:
- Trzydzieści siedem kilogramów – Charlie spojrzała na nią zszokowana.
- Jutro idziemy do lekarza i do psychologa, bo możesz się nabawić jakiejś choroby – powiedziała stanowczo i zaprowadziła dziewczynę do pokoju gościnnego.
- Dziękuję, naprawdę... - szepnęła brunetka i usiadła na pościelonym przez ciocię łóżku.
- Nie ma za co, Skarbie. Mówiłam Ci, że zawsze możesz przyjść, kiedy potrzebujesz pomocy – mruknęła z uśmiechem i pogłaskała Angie po głowie – Dobranoc.
- Dobranoc, Ciociu.
Kobieta szybko wyszła z pokoju i ze łzami w oczach, skierowała się do sypialni. Zobaczyła leżącego na łóżku męża, który na dźwięk zamykanych drzwi, odwrócił się szybko.
- Co się stało? Gdzie byłaś? - zapytał szybko, patrząc jak blondynka kładzie się obok.
- Angie przyleciała – szepnęła, układając się wygodnie na poduszce. Zauważyła zaskoczone oblicze męża i powiedziała szybko – jutro wszystko ci powiem, dzisiaj jestem za bardzo zmęczona.
- No dobrze... - mruknął i pozwolił, aby Charlie się w niego wtuliła.
- Kocham cię – szepnęła i zamknęła oczy.
- Ja ciebie też.


***


Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Całą noc przepłakała i tak naprawdę spała tylko dwie godziny. Spojrzała na ścianę, gdzie wisiał zegar i wytrzeszczyła oczy. Widząc godzinę jedenastą, zerwała się z łóżka, pobiegła do łazienki, ubrała się w pierwsze lepsze ciuchy i po piętnastu minutach była już na dole. Słysząc głośny śmiech Andy'ego z kuchni, skierowała się tam, jednak nie było dane jej wejść do pomieszczenia, bo gdy tylko stanęła w progu, jakieś dziwne blondwłose stworzenie rzuciło się na nią, przewracając na podłogę.
- Angie! - wydarła się blondynka i mocniej ścisnęła mulatkę.
- Lauren... Głowa mnie boli, idiotko... - zaśmiała się żałośnie i odepchnęła od siebie dziewczynę. Ta spojrzała na nią z udawanym oburzeniem, ale kiedy wstały z podłogi, brunetka przytuliła ją mocno – Bardzo tęskniłam.
- Co ty tu w ogóle robisz? - zadała pytanie, na które Angie od razu spochmurniała.
- A to Angie nie może nas odwiedzić? - zapytała Charlie i mrugnęła porozumiewająco do mulatki, która uśmiechnęła się i usiadła obok Andy'ego.
- I jak tam? - zapytał chłopak i wziął kęs kanapki, którą miał w dłoni.
- Łeb mi pęka – jęknęła i położyła głowę na jego ramieniu. Po chwili zobaczyła przed sobą tabletkę, szklankę wody i talerz z jeszcze ciepłymi tostami – Ciociu, dziękuję, ale nie jestem głodna...
- Jedz – przerwała jej blondynka i usiadła obok męża. Brunetka niechętnie wzięła tosta do ręki i powoli ugryzła. Kiedy ona ostatnio jadła? Dwa dni temu? Zjadła jednego tosta i złapała się za brzuch.
- Przepraszam na chwilę... - zerwała się z krzesła i wbiegła do łazienki. Oparła czoło o zimne kafelki i czując narastające mdłości, pochyliła się i zwymiotowała do muszli to, co przed chwilą zjadła. Podniosła się ciężko i zobaczyła w progu Charlie ze łzami w oczach.
- Angie, ty jesteś chora, do cholery! Jeżeli ciągle tak będzie, będę musiała cię karmić dożylnie! Jak mogłaś się doprowadzić do takiego stanu?! Twój organizm jest już doszczętnie wyniszczony! W każdej chwili możesz trafić do szpitala! Martwię się o ciebie! Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak córka! - wykrzyczała, pozwalając by łzy popłynęły jej po policzkach. Mulatka oparła ręce o zlew i zacisnęła powieki.
- Wiem ciociu, przepraszam... Ale to nie moja wina, ja po prostu... Ja nie mogę nic zjeść. I to mnie też naprawdę męczy – wyszeptała, a kobieta wtuliła się w jej plecy.
- Jedziemy do lekarza – wzięła dziewczynę za rękę, zgarnęła z szafki klucze i razem wyszły z domu. Gdy wsiadły do samochodu, a Charlie odpaliła silnik, usłyszała szept:
- Boję się.
- Czego? Lekarzy? No proszę cię, Angie, oni chcą ci pomóc – powiedziała blondynka, wyjeżdżając z podjazdu.
- Ale ja ich nie znam...
- Kochanie, pracuję w szpitalu i załatwię ci najlepszego i najmilszego lekarza, okej?
- A może to być kobieta? - zapytała szybko mulatka, a blondynka spojrzała na nią pytająco – Po prostu wolę, żeby to była kobieta...
- Tak... Może to być kobieta – mruknęła Charlie, wjeżdżając na parking szpitala.


***


- Duff, ja się tak o nią boję... - usłyszał szloch swojej żony w słuchawce i przymknął oczy.
- Słuchaj, nie ma się czego martwić, Angie spędzi kilka dni w szpitalu i w końcu będzie z nią dobrze. Ważne, żebyś teraz z nią była – powiedział cicho, a blondynka pociągnęła nosem – Nie płacz, będzie dobrze.
- No dobrze, to ja z nią zostanę, okej? Wezmę nocną zmianę...
- Jak chcesz. My sobie damy radę w domu.
- No dobrze, to pa... Kocham cię – szepnęła.
- Mhm, ja ciebie też – odłożył słuchawkę i przeczesał włosy. Ledwo przeszedł z salonu do kuchni i znowu zadzwonił telefon.
- Halo?
- Duff? Kurwa, nie ma u was Angie? - usłyszał zaniepokojony głos swojego przyjaciela. Westchnął głośno i zacisnął dłoń na słuchawce.
- Naprawdę cię to obchodzi? - warknął blondyn.
- Do cholery, wiesz że się o nią martwię. Chyba wyszła gdzieś wieczorem, a teraz jej nie ma...
- Ja pierdole, Slash! Szukasz swojej czternastoletniej córki w Seattle?! - krzyknął do słuchawki.
- To jest u was czy nie? - zapytał po chwili ciszy, a Duff zacisnął zęby.
- Leży w szpitalu, wygłodzona. Waży zaledwie trzydzieści siedem kilo i ma anoreksję. Karmią ją dożylnie, bo inaczej nie przyjmie jedzenia, dlatego że wymiotuje. Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś przyjeżdżał, bo wątpię, że ona chce cię teraz widzieć. Ma dobrą opiekę, jest przy niej Charlie, nie musisz się martwić – powiedział oschle i rzucił słuchawkę na widełki – Pierdolony idiota...




HEEEEEEEEEEEEEEEEY, FUCKEEEEEEEERS!
Wróciłam, hehe.
Wiem, że długo nie pisałam i bardzo za to przepraszam, postaram się teraz wstawiać rozdziały częściej, ale w sumie mała zadyma jest, bo prowadzę przedstawienie na zakończenie roku i mam mały zapierdol...
No więc rozdział dedykuję mojej menadżerce, która dostarcza mi tyle zajebistych pomysłów, że tak naprawdę to jej opowiadanie, kc <3
Oraz mojej najlepszej przyjaciółce, Beci, kocham cię <3
Enjoy.