Duff
- Nie musisz się jakoś bardzo stroić – mruknąłem, bawiąc się palcami, kiedy Carrie klęczała przed szafą i szukała ciuchów.
- Muszę zrobić dobre wrażenie na nowych znajomych prawda? - powiedziała przyglądając się czarnym, poszarpanym legginsom. Od razu w mojej głowie zapaliła się lampeczka. To znaczy, nie chodzi o legginsy, tylko o „dobre wrażenie”.
- Nie, nie musisz – warknąłem – może załóż małą czarną i wysokie szpilki, pewnie będą zachwyceni.
- Przestań, okej? - syknęła, patrząc na mnie wrogo. Wywróciłem tylko oczami i sięgnąłem po gitarę. Zacząłem bezmyślnie szarpać za struny. Po chwili to „bezmyślne szarpanie” zmieniło się w Baby I Love You. Zacząłem śpiewać. Have I ever told you
How good it feels to hold you?
It isn't easy to explain
And tough I'm really trying
I think I may start crying
My heart can't wait another day
When you kiss me I just gotta,
kiss me I just gotta,
kiss me I just gotta to say:
Baby I love you, come on baby,
Baby I love you
Baby I love, I love only you
I can't live without you
I love everything about you
I can't help it if I feel this way
Oh I'm so glad I found you
I want my arms around you
I love to hear you call my name
Oh tell me that you feel,
tell me that you feel,
tell me that you feel the same:
Baby I love you, come on baby,
Baby I love you
Baby I love, I love only you.
- Coś pan chce, panie McKagan? - zapytała Carrie, podnosząc brew i siadając okrakiem na moich kolanach.
- To już nie mogę ci wyznać miłości? - uśmiechnąłem się lekko i cmoknąłem ją w usta.
- Daj spokój – wymruczała i pocałowała mnie namiętnie, szarpiąc za krawędź mojej koszulki.
- No co, nie wierzysz w moje uczucia? - szepnąłem jej do ucha, przerywając ostre pocałunki.
- Oczywiście, że wierzę – ściągnęła ze mnie koszulkę i znowu zaczęła mnie całować. Kiedy dobierałem się do jej stanika, usłyszałem huk, a po chwili ktoś otworzył drzwi.
- DZIEŃ DOBRY - wrzasnął Arthur z szerokim uśmiechem, a jak na nas spojrzał uśmiech zszedł mu z twarzy – ojejku...
- Przeszkodziliśmy? - zapytał Roger i bezwstydnie uwalił się z dupskiem obok nas, na łóżku.
- Nie, wcale – uśmiechnąłem się ironicznie – właśnie się zastanawialiśmy, kiedy przyjdziecie, ale myślałem, ŻE ZA JAKIEŚ PÓŁ GODZINY – Carrie wywróciła oczami, zeszła z moich kolan i znowu uklękła przed szafą.
- Vickyyyyyy – zawyła głośno, a czarnowłosa pojawiła się obok – pomóż, szybko – mruknęła i razem zaczęły przekopywać szafę. Ubrałem swoją koszulkę i spotkałem się z dziwnym wzrokiem chłopaków.
- No co? - zapytałem, a oni pokręcili głowami i odwrócili wzrok. Dziewczyny jeszcze z dwadzieścia minut wybierały jakiś ładny ciuszek. Wypadło na krótkie, STRASZNIE KRÓTKIE dżinsowe spodenki i czarną koszulkę z logiem Ramones, która odkrywała trochę brzucha. Zmierzyłem wzrokiem blondynkę i lekko się uśmiechnąłem. No nie powiem, wyglądała bardzo... bardzo. Wyszliśmy z domu. Pod płotem stali już Jeffrey i Will.
- No cześć – powiedział Rudy z uśmiechem i spojrzał na Carrie dość uwodzicielsko. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, a ona tylko parsknęła śmiechem – idziemy? - przytaknęliśmy. Po drodze doszli do nas Megan i Tommy. Głównie przez całą godzinę śpiewaliśmy i śmialiśmy się z jakiś głupich sucharów. W końcu doszliśmy na miejsce. Nie byłem tu od jakichś dziesięciu lat, więc zdziwiłem się patrząc na jakiś plac zabaw, na którym w sumie nikogo nie było.
-To... - zaczął Arthur.
- To... - dopowiedziała Victoria.
- To... - wymruczałem i uniosłem jedną brew – KTO PIERWSZY NA HUŚTAWKACH, DZIWKI! - wykrzyknąłem i rzuciłem się na pierwszą lepszą huśtawkę, która okazała się różowa.
- Słodko wyglądasz Duffy, szkoda, że nie wzięłam aparatu – zaśmiała się Carrie, która siedziała na zjeżdżalni. Obok mnie huśtawkę zajmowała Megan, dalej Tommy i Roger z Arthurem na kolanach.
- Wygodnie wam? - zapytałem, patrząc jak Rog z trudem odpycha się od ziemi.
- Całkiem, całkiem – powiedział Arthur, uśmiechając się szczerze. Diego z Keithem siedzieli na starej karuzeli, a Victoria usiadła sobie na drabinkach. Will i Jeff jak na dobrych obywateli przystało, usiedli na ławce i popijali piwo. Chwila... PIWO.
- Ską... skąd piwo? - zapytałem, patrząc z uwielbieniem na napój.
- Wiesz, jest coś takiego jak monopolowy... - zaczął Jeff.
- Macie jeszcze?
- No, mamy... Chcesz?
- TAKTAKTAKTAKTAKTAKTAK – podbiegłem do nich i padłem na kolana – daj!
- Nie dawaj! - wrzasnęła Carrie, przyjmując pozycję bojową.
- Czemuuuuuuu?! - jęknąłem patrząc na nią.
- Nie możesz teraz brać, palić i co najważniejsze PIĆ – wyrecytowała z kpiącym uśmiechem. Cały mój świat legł w gruzach. W jednej chwili znalazłem się na piasku w pozycji embrionalnej i wydawałem z siebie dziwne dźwięki, podobne do odgłosu mamuta przeżywającego orgazm – wszystko w porządku, Duffy?
- W jak najlepszym – wyszlochałem, kuląc się jeszcze bardziej. Po chwili poczułem na głowie coś ciężkiego. Otworzyłem jedno oko i zobaczyłem glana Vicky, którym mnie głaskała – będziesz mi myła włosy – warknąłem, a ona parsknęła śmiechem. Po jakichś pięciu minutach wstałem, otrzepałem się i usiadłem obok Willa. Roger i Arthur śpiewali jakieś pedalskie piosenki z seriali dla ośmiolatek, Vicky zajęła moją huśtawkę i huśtała się w ciszy, Tommy i Megan ciągle się całowali, a Keith oraz Diego kręcili się do porzygu na małej karuzeli. Z oczu zniknęła mi za to drobna blondynka, ale zaraz znalazła się przede mną wyciągając ręce jak małe dziecko. Złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie, a ona usiadła mi na kolanach i wtuliła się we mnie. Nagle w oddali usłyszałem jakieś krzyki. Coś podobne do „ Po jakiego tutaj przyjechałyśmy?!”, „Mnie się pytasz?!” i „Weź kurwa, spierdalaj”. Zza górki wyłoniły się dwie dziewczyny. Ładne, seksowne, zgrabne. Jedna dość wysoka brunetka, ubrana w czarne rurki, glany i koszulkę z logiem Misfits, a druga to trochę niższa, ciemna blondynka, ubrana w czarne szorty, trampki i koszulkę z Aerosmith. Nie powiem, pierwsza mi się spodobała, więc lekko się zagapiłem. Czyli siedziałem z oczami jak pięciozłotówki i otwartą gębą. Zresztą, wszyscy chłopacy tak siedzieli. Zdenerwowana Carrie, złapała za mój podbródek i odwróciła moją głowę w jej stronę.
- Tutaj jestem, skarbie – warknęła z kpiącym uśmieszkiem. Mruknąłem coś i znowu odwróciłem głowę w stronę dziewczyn, przez co Wilson się obraziła i poszła na huśtawkę.
- Patrz – wrzasnęła nieznajoma blondynka wskazując na nas palcem – cywilizacja!
- Czeeeeeść – powiedziała z uśmiechem brunetka, przeskakując przez płotek – Jestem Julia, a to jest Pamela – przedstawiła się i wyciągnęła do mnie rękę, bo byłem najbliżej. Uścisnąłem jej dłoń – Duff.
Wszyscy się przedstawili, oprócz Carrie i Megan. No tak, zazdrosneeeee.
- A wy to? - zapytała Julia z nieschodzącym uśmiechem, wymienione wyżej dziewczyny. Odpowiedziały cichym pomrukiem i dalej siedziały z tym dziwnym wyrazem twarzy. Brunetka usiadła obok mnie, a moja dziewczyna od razu spojrzała na mnie wrogo, wzrokiem „odejdź od niej, bo utnę ci chuja i powyrywam włosy”. Przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się lekko do Julii, która ciągle na mnie patrzyła.
- Więc, co tutaj robicie? - zapytała Pamela, siadając bez wstydu na kolanach Jeffa.
- Mieliśmy rozpalić ognisko, ale nam nie idzie – powiedział Tommy, uśmiechając się szeroko. Oj, Tommuś, Megan cię zabije.
- Ta, w sumie moglibyśmy już coś zrobić, no nie? - zapytał Arthur, schodząc z kolan Rogera. No więc szybko się uwinęliśmy i po 15 minutach mieliśmy rozpalone ognisko. Siedzieliśmy w kółku. Po mojej prawej Carrie, a po lewej Julia. Za to obok brunetki siedział Will. Po jakiejś godzinie rozmawiania, śmiania się, śpiewania i picia (ja oczywiście piłem soczek), poczułem na swoich kolanach lekki ciężar. Jedyne co widziałem to blond czuprynka, a potem błękitne oczy.
- No czeeeść – wymruczała Wilson i wyszczerzyła zęby – Kocham cię, wiesz? Kiedyś weźmiemy ślub, a na wesele zaprosimy same gwiazdy. Aerosmerfy, Stonesi... I będziemy mieli dwie córki. Michelle i Sophie. Tak. A jak nie będą córeczki to synek, nie wiem jak będzie miał na imię, ale pewnie będzie ładny po tatusiu. A potem, będziemy ze sobą żyli bardzo długo, wiesz? Naprawdę! - krzyknęła kiedy zobaczyła jak się śmieje – widzisz w tym coś śmiesznego?
- Piłaś?
- Tylko trochę – zachichotała uroczo i zaczęła szarpać za kołnierz ramoneski – ściągnij i daj, zimno mi – westchnąłem ciężko. Ściągnąłem z siebie kurtkę i podałem Carrie, która dosłownie w niej pływała – Duffy, kochasz mnie, prawda?
- Oczywiście, kochanie – mruknąłem opierając podbródek o czubek jej głowy.
- To super – powiedziała i wtuliła się we mnie.
***
Obudziłem się w swoim łóżku, ale o dziwo nie zauważyłem blond czuprynki tylko trochę zielonkawych włosów.
- Arthur, gdzie Carrie? - zapytałem, odsuwając się od niego. Chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Nie wiem... Jeszcze jakąś godzinę temu była obok, ale już jej nie ma – wymruczał i padł twarzą na poduszkę.
- Leczy kaca – wycharczał Roger, który leżał sobie na podłodze. Na chwilę się uspokoiłem, ale skojarzyłem fakty i... CO ONI DO CHOLERY ROBIĄ W MOIM POKOJU?! Usiadłem na łóżku, rozejrzałem się wokoło i zobaczyłem WSZYSTKICH śpiących na podłodze i fotelach.
- Ja pierdole... - mruknąłem, wstałem z łóżka i poczłapałem do kuchni, w której siedziała Carrie. Patrzyła na ścianę, a kiedy usiadłem obok niej, przeniosła wzrok na mnie. Uśmiechnąłem się szeroko, a ona tylko wykrzywiła twarz w grymasie bólu i położyła głowę na moim ramieniu.
- Boli główka? - zapytałem i zaśmiałem się cicho.
- Spieprzaj, masz szczęście, że nie piłeś – wyszeptała. Spojrzałem na zegarek. Była siódma rano.
- Idzieeeeeeeeeeemy spać? - ziewnąłem i zamlaskałem. Kiwnęła twierdząco głową i pociągnęła mnie za rękę do mojego pokoju. Wszyscy nadal spali. Ułożyła się obok Arthura, a ja zaraz pojawiłem się przy niej i przyciągnąłem do siebie. Dziewczyna od razu zasnęła, a ja jakoś nie mogłem, chociaż byłem śpiący. Jestem takim dziwnym człowiekiem. Mruczałem jakieś piosenki, dopóki Diego mnie nie uciszył swoim „Ryj debilu, nie potrzebujemy kołysanek”. Po jakiejś godzinie wszyscy zaczęli wstawać, a ja akurat zasnąłem. Carrie
Obudziłam się już z mniejszym bólem głowy. Wszyscy nagle poznikali, więc zostałam sama z Duffem. Odwróciłam się z cwanym uśmiechem i ujrzałam śpiącego McKagana. Szkoda, myślałam, że COŚ POROBIMY, ale niech sobie pośpi biedaczek, długo nie spał. Wstałam, wzięłam z szafy jakieś jego szorty i koszulkę, a z szuflady wyciągnęłam MOJĄ bieliznę, która NIE WIEM JAK SIĘ TUTAJ ZNALAZŁA. Ruszyłam do łazienki, gdzie umyłam się porządnie, bo jechało ode mnie Danielsem na kilometr. Ubrałam się w czyste ciuchy, a brudne wrzuciłam do pralki. Zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni, spotykając tam dwie siostry Duffa – Joan i Claudię, jego mamę i dwóch braci – Matta i Bruce'a.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się szeroko i wstawiłam wodę na kawę. U nich w domu, czułam się jak u siebie i oni mnie przyjmowali jak członka rodziny.
- Dzień dobry – powiedziała z równie dużym uśmiechem pani McKagan. Uwielbiałam tą kobietę. Moja mama od rana do wieczora ma mnóstwo obowiązków w pracy, więc nie ma dla mnie czasu, ale mama Duffa kocha mnie jak własną córkę.
Zalałam dwa kubki kawy, wsypałam po dwie łyżeczki cukru i zaniosłam je do sypialni mojego chłopaka, który ciągle spał. Spojrzałam na zegarek, jedenasta. Koniec leniuchowania.
- Duffy – usiadłam obok jego kudłatej łepetyny i zaczęłam go lekko szturchać – wstawaj już.
- Pięć minut, Kicia – wymruczał i wtulił się w moje uda. Przewróciłam oczami. Jeffrey nadał mi pieszczotliwe przezwisko – Kicia – i Duff go teraz dość często używa, co mi się nie podoba, bo kojarzy mi się z jakąś plastikową niunią. Po ustalonym czasie podniósł głowę, zmrużył oczy, zrobił z ust „dzióbek” i zacmokał. Wplotłam dłoń w jego włosy i wpiłam się w jego usta.
- Dobra, bo kawa mi wystygnie – mruknęłam, odrywając się od niego. Upiłam łyk cieczy i spojrzałam na Duffa – no co?
- Nic, śliczna jesteś – powiedział z uśmiechem i przysunął się – Kicia.
Dostał w łeb tak, że stracił władzę w rękach, na których się podpierał i runął na moje kolana.
- Nie nazywaj mnie tak – odgarnęłam włosy i odwróciłam wzrok.
- Obraziłaś się? - zapytał i zrobił minkę zbitego szczeniaczka, której OCZYWIŚCIE NIE WIDZIAŁAM – no Kicia – dostał jeszcze raz, ale tym razem się zaśmiał. No niech się śmieje, jeszcze zobaczy co to gniew panienki Wilson. Nie odzywałam się, tylko popijałam kawę, a on ciągle się na mnie leżał i patrzył. W końcu nie wytrzymałam i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się lekko.
- Co tam, Kicia? - zapytał z wielkim wyszczerzem, a ja zamachnęłam się, ale uniknął mojego ciosu, zakrywając głowę.
- Przestań! - pisnęłam, ale jednocześnie warknęłam.
- No, ale czemuuuuuu? - zapytał przytulając się do mojego brzucha.
- Bo mnie to denerwuje! - parsknął śmiechem – nie śmiej się – oparłam plecy o ścianę. Odstawiłam kubek i założyłam ręce na piersi. Po chwili poczułam delikatne pocałunki na ramieniu, policzku i w końcu ustach.
- Nie bądź na mnie zła – wyszeptał i uśmiechnął się słodko. Wywróciłam oczami, przyciągnęłam go do siebie i wpiłam w usta. Poczułam ciepłe ręce na swoich plecach. Nagle coś mi się przypomniało, kiedy rozpiął mi stanik. Oderwałam się szybko od niego, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie musisz się jakoś bardzo stroić – mruknąłem, bawiąc się palcami, kiedy Carrie klęczała przed szafą i szukała ciuchów.
- Muszę zrobić dobre wrażenie na nowych znajomych prawda? - powiedziała przyglądając się czarnym, poszarpanym legginsom. Od razu w mojej głowie zapaliła się lampeczka. To znaczy, nie chodzi o legginsy, tylko o „dobre wrażenie”.
- Nie, nie musisz – warknąłem – może załóż małą czarną i wysokie szpilki, pewnie będą zachwyceni.
- Przestań, okej? - syknęła, patrząc na mnie wrogo. Wywróciłem tylko oczami i sięgnąłem po gitarę. Zacząłem bezmyślnie szarpać za struny. Po chwili to „bezmyślne szarpanie” zmieniło się w Baby I Love You. Zacząłem śpiewać. Have I ever told you
How good it feels to hold you?
It isn't easy to explain
And tough I'm really trying
I think I may start crying
My heart can't wait another day
When you kiss me I just gotta,
kiss me I just gotta,
kiss me I just gotta to say:
Baby I love you, come on baby,
Baby I love you
Baby I love, I love only you
I can't live without you
I love everything about you
I can't help it if I feel this way
Oh I'm so glad I found you
I want my arms around you
I love to hear you call my name
Oh tell me that you feel,
tell me that you feel,
tell me that you feel the same:
Baby I love you, come on baby,
Baby I love you
Baby I love, I love only you.
- Coś pan chce, panie McKagan? - zapytała Carrie, podnosząc brew i siadając okrakiem na moich kolanach.
- To już nie mogę ci wyznać miłości? - uśmiechnąłem się lekko i cmoknąłem ją w usta.
- Daj spokój – wymruczała i pocałowała mnie namiętnie, szarpiąc za krawędź mojej koszulki.
- No co, nie wierzysz w moje uczucia? - szepnąłem jej do ucha, przerywając ostre pocałunki.
- Oczywiście, że wierzę – ściągnęła ze mnie koszulkę i znowu zaczęła mnie całować. Kiedy dobierałem się do jej stanika, usłyszałem huk, a po chwili ktoś otworzył drzwi.
- DZIEŃ DOBRY - wrzasnął Arthur z szerokim uśmiechem, a jak na nas spojrzał uśmiech zszedł mu z twarzy – ojejku...
- Przeszkodziliśmy? - zapytał Roger i bezwstydnie uwalił się z dupskiem obok nas, na łóżku.
- Nie, wcale – uśmiechnąłem się ironicznie – właśnie się zastanawialiśmy, kiedy przyjdziecie, ale myślałem, ŻE ZA JAKIEŚ PÓŁ GODZINY – Carrie wywróciła oczami, zeszła z moich kolan i znowu uklękła przed szafą.
- Vickyyyyyy – zawyła głośno, a czarnowłosa pojawiła się obok – pomóż, szybko – mruknęła i razem zaczęły przekopywać szafę. Ubrałem swoją koszulkę i spotkałem się z dziwnym wzrokiem chłopaków.
- No co? - zapytałem, a oni pokręcili głowami i odwrócili wzrok. Dziewczyny jeszcze z dwadzieścia minut wybierały jakiś ładny ciuszek. Wypadło na krótkie, STRASZNIE KRÓTKIE dżinsowe spodenki i czarną koszulkę z logiem Ramones, która odkrywała trochę brzucha. Zmierzyłem wzrokiem blondynkę i lekko się uśmiechnąłem. No nie powiem, wyglądała bardzo... bardzo. Wyszliśmy z domu. Pod płotem stali już Jeffrey i Will.
- No cześć – powiedział Rudy z uśmiechem i spojrzał na Carrie dość uwodzicielsko. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, a ona tylko parsknęła śmiechem – idziemy? - przytaknęliśmy. Po drodze doszli do nas Megan i Tommy. Głównie przez całą godzinę śpiewaliśmy i śmialiśmy się z jakiś głupich sucharów. W końcu doszliśmy na miejsce. Nie byłem tu od jakichś dziesięciu lat, więc zdziwiłem się patrząc na jakiś plac zabaw, na którym w sumie nikogo nie było.
-To... - zaczął Arthur.
- To... - dopowiedziała Victoria.
- To... - wymruczałem i uniosłem jedną brew – KTO PIERWSZY NA HUŚTAWKACH, DZIWKI! - wykrzyknąłem i rzuciłem się na pierwszą lepszą huśtawkę, która okazała się różowa.
- Słodko wyglądasz Duffy, szkoda, że nie wzięłam aparatu – zaśmiała się Carrie, która siedziała na zjeżdżalni. Obok mnie huśtawkę zajmowała Megan, dalej Tommy i Roger z Arthurem na kolanach.
- Wygodnie wam? - zapytałem, patrząc jak Rog z trudem odpycha się od ziemi.
- Całkiem, całkiem – powiedział Arthur, uśmiechając się szczerze. Diego z Keithem siedzieli na starej karuzeli, a Victoria usiadła sobie na drabinkach. Will i Jeff jak na dobrych obywateli przystało, usiedli na ławce i popijali piwo. Chwila... PIWO.
- Ską... skąd piwo? - zapytałem, patrząc z uwielbieniem na napój.
- Wiesz, jest coś takiego jak monopolowy... - zaczął Jeff.
- Macie jeszcze?
- No, mamy... Chcesz?
- TAKTAKTAKTAKTAKTAKTAK – podbiegłem do nich i padłem na kolana – daj!
- Nie dawaj! - wrzasnęła Carrie, przyjmując pozycję bojową.
- Czemuuuuuuu?! - jęknąłem patrząc na nią.
- Nie możesz teraz brać, palić i co najważniejsze PIĆ – wyrecytowała z kpiącym uśmiechem. Cały mój świat legł w gruzach. W jednej chwili znalazłem się na piasku w pozycji embrionalnej i wydawałem z siebie dziwne dźwięki, podobne do odgłosu mamuta przeżywającego orgazm – wszystko w porządku, Duffy?
- W jak najlepszym – wyszlochałem, kuląc się jeszcze bardziej. Po chwili poczułem na głowie coś ciężkiego. Otworzyłem jedno oko i zobaczyłem glana Vicky, którym mnie głaskała – będziesz mi myła włosy – warknąłem, a ona parsknęła śmiechem. Po jakichś pięciu minutach wstałem, otrzepałem się i usiadłem obok Willa. Roger i Arthur śpiewali jakieś pedalskie piosenki z seriali dla ośmiolatek, Vicky zajęła moją huśtawkę i huśtała się w ciszy, Tommy i Megan ciągle się całowali, a Keith oraz Diego kręcili się do porzygu na małej karuzeli. Z oczu zniknęła mi za to drobna blondynka, ale zaraz znalazła się przede mną wyciągając ręce jak małe dziecko. Złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie, a ona usiadła mi na kolanach i wtuliła się we mnie. Nagle w oddali usłyszałem jakieś krzyki. Coś podobne do „ Po jakiego tutaj przyjechałyśmy?!”, „Mnie się pytasz?!” i „Weź kurwa, spierdalaj”. Zza górki wyłoniły się dwie dziewczyny. Ładne, seksowne, zgrabne. Jedna dość wysoka brunetka, ubrana w czarne rurki, glany i koszulkę z logiem Misfits, a druga to trochę niższa, ciemna blondynka, ubrana w czarne szorty, trampki i koszulkę z Aerosmith. Nie powiem, pierwsza mi się spodobała, więc lekko się zagapiłem. Czyli siedziałem z oczami jak pięciozłotówki i otwartą gębą. Zresztą, wszyscy chłopacy tak siedzieli. Zdenerwowana Carrie, złapała za mój podbródek i odwróciła moją głowę w jej stronę.
- Tutaj jestem, skarbie – warknęła z kpiącym uśmieszkiem. Mruknąłem coś i znowu odwróciłem głowę w stronę dziewczyn, przez co Wilson się obraziła i poszła na huśtawkę.
- Patrz – wrzasnęła nieznajoma blondynka wskazując na nas palcem – cywilizacja!
- Czeeeeeść – powiedziała z uśmiechem brunetka, przeskakując przez płotek – Jestem Julia, a to jest Pamela – przedstawiła się i wyciągnęła do mnie rękę, bo byłem najbliżej. Uścisnąłem jej dłoń – Duff.
Wszyscy się przedstawili, oprócz Carrie i Megan. No tak, zazdrosneeeee.
- A wy to? - zapytała Julia z nieschodzącym uśmiechem, wymienione wyżej dziewczyny. Odpowiedziały cichym pomrukiem i dalej siedziały z tym dziwnym wyrazem twarzy. Brunetka usiadła obok mnie, a moja dziewczyna od razu spojrzała na mnie wrogo, wzrokiem „odejdź od niej, bo utnę ci chuja i powyrywam włosy”. Przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się lekko do Julii, która ciągle na mnie patrzyła.
- Więc, co tutaj robicie? - zapytała Pamela, siadając bez wstydu na kolanach Jeffa.
- Mieliśmy rozpalić ognisko, ale nam nie idzie – powiedział Tommy, uśmiechając się szeroko. Oj, Tommuś, Megan cię zabije.
- Ta, w sumie moglibyśmy już coś zrobić, no nie? - zapytał Arthur, schodząc z kolan Rogera. No więc szybko się uwinęliśmy i po 15 minutach mieliśmy rozpalone ognisko. Siedzieliśmy w kółku. Po mojej prawej Carrie, a po lewej Julia. Za to obok brunetki siedział Will. Po jakiejś godzinie rozmawiania, śmiania się, śpiewania i picia (ja oczywiście piłem soczek), poczułem na swoich kolanach lekki ciężar. Jedyne co widziałem to blond czuprynka, a potem błękitne oczy.
- No czeeeść – wymruczała Wilson i wyszczerzyła zęby – Kocham cię, wiesz? Kiedyś weźmiemy ślub, a na wesele zaprosimy same gwiazdy. Aerosmerfy, Stonesi... I będziemy mieli dwie córki. Michelle i Sophie. Tak. A jak nie będą córeczki to synek, nie wiem jak będzie miał na imię, ale pewnie będzie ładny po tatusiu. A potem, będziemy ze sobą żyli bardzo długo, wiesz? Naprawdę! - krzyknęła kiedy zobaczyła jak się śmieje – widzisz w tym coś śmiesznego?
- Piłaś?
- Tylko trochę – zachichotała uroczo i zaczęła szarpać za kołnierz ramoneski – ściągnij i daj, zimno mi – westchnąłem ciężko. Ściągnąłem z siebie kurtkę i podałem Carrie, która dosłownie w niej pływała – Duffy, kochasz mnie, prawda?
- Oczywiście, kochanie – mruknąłem opierając podbródek o czubek jej głowy.
- To super – powiedziała i wtuliła się we mnie.
***
Obudziłem się w swoim łóżku, ale o dziwo nie zauważyłem blond czuprynki tylko trochę zielonkawych włosów.
- Arthur, gdzie Carrie? - zapytałem, odsuwając się od niego. Chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Nie wiem... Jeszcze jakąś godzinę temu była obok, ale już jej nie ma – wymruczał i padł twarzą na poduszkę.
- Leczy kaca – wycharczał Roger, który leżał sobie na podłodze. Na chwilę się uspokoiłem, ale skojarzyłem fakty i... CO ONI DO CHOLERY ROBIĄ W MOIM POKOJU?! Usiadłem na łóżku, rozejrzałem się wokoło i zobaczyłem WSZYSTKICH śpiących na podłodze i fotelach.
- Ja pierdole... - mruknąłem, wstałem z łóżka i poczłapałem do kuchni, w której siedziała Carrie. Patrzyła na ścianę, a kiedy usiadłem obok niej, przeniosła wzrok na mnie. Uśmiechnąłem się szeroko, a ona tylko wykrzywiła twarz w grymasie bólu i położyła głowę na moim ramieniu.
- Boli główka? - zapytałem i zaśmiałem się cicho.
- Spieprzaj, masz szczęście, że nie piłeś – wyszeptała. Spojrzałem na zegarek. Była siódma rano.
- Idzieeeeeeeeeeemy spać? - ziewnąłem i zamlaskałem. Kiwnęła twierdząco głową i pociągnęła mnie za rękę do mojego pokoju. Wszyscy nadal spali. Ułożyła się obok Arthura, a ja zaraz pojawiłem się przy niej i przyciągnąłem do siebie. Dziewczyna od razu zasnęła, a ja jakoś nie mogłem, chociaż byłem śpiący. Jestem takim dziwnym człowiekiem. Mruczałem jakieś piosenki, dopóki Diego mnie nie uciszył swoim „Ryj debilu, nie potrzebujemy kołysanek”. Po jakiejś godzinie wszyscy zaczęli wstawać, a ja akurat zasnąłem. Carrie
Obudziłam się już z mniejszym bólem głowy. Wszyscy nagle poznikali, więc zostałam sama z Duffem. Odwróciłam się z cwanym uśmiechem i ujrzałam śpiącego McKagana. Szkoda, myślałam, że COŚ POROBIMY, ale niech sobie pośpi biedaczek, długo nie spał. Wstałam, wzięłam z szafy jakieś jego szorty i koszulkę, a z szuflady wyciągnęłam MOJĄ bieliznę, która NIE WIEM JAK SIĘ TUTAJ ZNALAZŁA. Ruszyłam do łazienki, gdzie umyłam się porządnie, bo jechało ode mnie Danielsem na kilometr. Ubrałam się w czyste ciuchy, a brudne wrzuciłam do pralki. Zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni, spotykając tam dwie siostry Duffa – Joan i Claudię, jego mamę i dwóch braci – Matta i Bruce'a.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się szeroko i wstawiłam wodę na kawę. U nich w domu, czułam się jak u siebie i oni mnie przyjmowali jak członka rodziny.
- Dzień dobry – powiedziała z równie dużym uśmiechem pani McKagan. Uwielbiałam tą kobietę. Moja mama od rana do wieczora ma mnóstwo obowiązków w pracy, więc nie ma dla mnie czasu, ale mama Duffa kocha mnie jak własną córkę.
Zalałam dwa kubki kawy, wsypałam po dwie łyżeczki cukru i zaniosłam je do sypialni mojego chłopaka, który ciągle spał. Spojrzałam na zegarek, jedenasta. Koniec leniuchowania.
- Duffy – usiadłam obok jego kudłatej łepetyny i zaczęłam go lekko szturchać – wstawaj już.
- Pięć minut, Kicia – wymruczał i wtulił się w moje uda. Przewróciłam oczami. Jeffrey nadał mi pieszczotliwe przezwisko – Kicia – i Duff go teraz dość często używa, co mi się nie podoba, bo kojarzy mi się z jakąś plastikową niunią. Po ustalonym czasie podniósł głowę, zmrużył oczy, zrobił z ust „dzióbek” i zacmokał. Wplotłam dłoń w jego włosy i wpiłam się w jego usta.
- Dobra, bo kawa mi wystygnie – mruknęłam, odrywając się od niego. Upiłam łyk cieczy i spojrzałam na Duffa – no co?
- Nic, śliczna jesteś – powiedział z uśmiechem i przysunął się – Kicia.
Dostał w łeb tak, że stracił władzę w rękach, na których się podpierał i runął na moje kolana.
- Nie nazywaj mnie tak – odgarnęłam włosy i odwróciłam wzrok.
- Obraziłaś się? - zapytał i zrobił minkę zbitego szczeniaczka, której OCZYWIŚCIE NIE WIDZIAŁAM – no Kicia – dostał jeszcze raz, ale tym razem się zaśmiał. No niech się śmieje, jeszcze zobaczy co to gniew panienki Wilson. Nie odzywałam się, tylko popijałam kawę, a on ciągle się na mnie leżał i patrzył. W końcu nie wytrzymałam i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się lekko.
- Co tam, Kicia? - zapytał z wielkim wyszczerzem, a ja zamachnęłam się, ale uniknął mojego ciosu, zakrywając głowę.
- Przestań! - pisnęłam, ale jednocześnie warknęłam.
- No, ale czemuuuuuu? - zapytał przytulając się do mojego brzucha.
- Bo mnie to denerwuje! - parsknął śmiechem – nie śmiej się – oparłam plecy o ścianę. Odstawiłam kubek i założyłam ręce na piersi. Po chwili poczułam delikatne pocałunki na ramieniu, policzku i w końcu ustach.
- Nie bądź na mnie zła – wyszeptał i uśmiechnął się słodko. Wywróciłam oczami, przyciągnęłam go do siebie i wpiłam w usta. Poczułam ciepłe ręce na swoich plecach. Nagle coś mi się przypomniało, kiedy rozpiął mi stanik. Oderwałam się szybko od niego, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-
Nie dzisiaj – mruknęłam, wstając z łóżka.
- Czemu? - zapytał z zawodem, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Patrzył się dobre kilka minut, przetwarzał w głowie różne myśli, aż zrobił głośne „Aaaaaa...”.
- Idę już do domu, muszę się zameldować mamie – powiedziałam i pocałowałam go namiętnie – Pa skarbie.
- Do zobaczenia, Kicia – zaśmiał się, a ja chwyciłam pierwszą, lepszą rzecz (książkę) i rzuciłam w niego – AŁA, KURWA!
Dałam radę! Boże, dałam radę! :D
Chociaż nie jest najlepszy, jestem z siebie dumna, że dałam radę ze szkołą i z tymi wszystkimi zajęciami! W ciągu tej co prawda małej przerwy (myślałam, że będzie dłuższa) umarłam z 5 razy! Serio! XD Ale już żyję i.. no jest dobrze :D
Rozdziały będą rzadko, 2-3 na miesiąc. Przynajmniej się postaram.
Trzynastkę dedykuję mojej kochanej Julci, bez której prawdopodobnie w ogóle by nie powstał, a ja martwiłabym się o wszystko i wszystkich. Kocham cię <3
Tylko zostawcie po sobie komentarz, męczyłam się nad tym, noo!
W chuj błędów O.o
- Czemu? - zapytał z zawodem, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Patrzył się dobre kilka minut, przetwarzał w głowie różne myśli, aż zrobił głośne „Aaaaaa...”.
- Idę już do domu, muszę się zameldować mamie – powiedziałam i pocałowałam go namiętnie – Pa skarbie.
- Do zobaczenia, Kicia – zaśmiał się, a ja chwyciłam pierwszą, lepszą rzecz (książkę) i rzuciłam w niego – AŁA, KURWA!
Dałam radę! Boże, dałam radę! :D
Chociaż nie jest najlepszy, jestem z siebie dumna, że dałam radę ze szkołą i z tymi wszystkimi zajęciami! W ciągu tej co prawda małej przerwy (myślałam, że będzie dłuższa) umarłam z 5 razy! Serio! XD Ale już żyję i.. no jest dobrze :D
Rozdziały będą rzadko, 2-3 na miesiąc. Przynajmniej się postaram.
Trzynastkę dedykuję mojej kochanej Julci, bez której prawdopodobnie w ogóle by nie powstał, a ja martwiłabym się o wszystko i wszystkich. Kocham cię <3
Tylko zostawcie po sobie komentarz, męczyłam się nad tym, noo!
W chuj błędów O.o