sobota, 22 czerwca 2013

Hejka.

No witam.
Słuchajcie mnie, moi Drodzy...
NIE, NIE USUWAM/ NIE KOŃCZĘ.
Po prostu stwierdzam, że się troszkę... wypalam? Być może.
Myślę, że to co piszę już nie ma najmniejszego sensu, bo jest denne.
Więc dopóki nie uwierzę znowu w siebie, nie będę niczego pisać, bo to będzie bez sensu i wymuszone, czego ja sama nie lubię czytać.
Powoli się męczę.
Miałam w ogóle usunąć bloga, tak bez zapowiedzi, ale później dostałam takiego olśnienia: "Kurwa. Wszyscy teraz kończą. Wszystkim coś nie pasuje. Nie mogę być dla Was taka chamska i po prostu wyjebać w pizdu bloga." Stwierdziłam, że poczekam aż wena przyjdzie i będę miała ochotę pisać następne rozdziały.
Piszę to, żebyście wiedzieli, że żyję, tylko nie mam weny.

Kocham Was wszystkich, bez wyjątku. <3
Peace & Love.

niedziela, 19 maja 2013

Why Worry? - rozdział 2


Załomotała po raz kolejny w dębowe drzwi. Nie interesowało ją to, że jest 3 w nocy. Nie interesowało ją to, że jest ponad tysiąc pięćset kilometrów od domu. Nie interesowało ją to, że jest burza, a ona piętnaście minut stoi jak kołek pod wielkim domem. Ciocia zawsze mówiła, że może do nich przyjść, kiedy tylko ma jakiś problem. Zadrżała z zimna i ponownie zapukała w drzwi. Powoli traciła nadzieję, że rodzina w ogóle jest w domu, ale nie zamierzała się nigdzie ruszyć. Mniej więcej dlatego, że nie miała gdzie pójść, a ostatnie pieniądze wydała na bilet lotniczy. Zaszlochała głośno i walnęła w drzwi pięścią. W końcu usłyszała kroki na schodach, a po chwili ukazał się przed nią wysoki blondyn w czarnych dresach.
- Angie?! Co ty robisz w Seattle o tej porze? Powinnaś być... - nie dokończył, bo mulatka wtuliła się w niego całym ciałem i wybuchnęła płaczem.
- Ja już tam nie chcę... - szepnęła, a chłopak zauważył małą torbę podróżną na betonie. Westchnął głośno, wziął bagaż brunetki, objął ją ramieniem i wprowadził do domu. Skierowali się do salonu. Dziewczyna usiadła na kanapie i zadrżała. Andy spojrzał na nią z współczuciem i ukląkł przed nią.
- Może pójdziesz się przebrać, co? Jesteś cała przemoczona... - zaproponował, a ona skinęła głową, wzięła swoją torbę i poszła do łazienki. Blondyn ponownie westchnął i udał się do pokoju swoich rodziców. Kiedy już zamierzał wchodzić do sypialni, z niej wyszła jego matka.
- Ktoś przyszedł? Coś się stało? - zapytała szybko i naciągnęła bardziej koszulę swojego męża.
- Angie – mruknął cicho i, widząc zdziwioną minę swojej mamy, pośpieszył z wyjaśnieniami – nie mam pojęcia co ona tutaj robi. Sam się zdziwiłem, że przyleciała prosto z Los Angeles. Najwyraźniej musiało się stać coś poważnego, nie sądzę, że przyleciała by w nocy do Seattle, bez żadnego powodu.
- Kiedyś zabiję tego osła... - warknęła, łapiąc się za głowę – gdzie ona jest?
-W łazience – usłyszeli otwierane drzwi – już nie.
Kobieta zeszła na dół i zobaczyła siedzącą na kanapie mulatkę, przykrytą kocem.
- Ciociu, nie obrazisz się, że wzięłam sobie koc? - zapytała i podciągnęła kolana pod brodę.
- Jejku, Angie... - szepnęła blondynka z łzami w oczach, szybko usiadła obok nastolatki i przytuliła z całej siły – co ty tu robisz, Kochanie?
- Powiedział, że chce spędzić trochę czasu ze swoją rodziną. Jedzie z nimi na jakieś pieprzone wyspy. Zapytał, czy nie mam czasami żadnych planów, bo nie może mnie samej zostawić w domu – pociągnęła nosem i spojrzała na Charlie – Mogę tu zostać na te dwa tygodnie?
- Oczywiście Skarbie, że możesz – objęła brunetkę jeszcze mocniej – A z tym idiotą to ja sobie porozmawiam...
- Dziękuję – szepnęła i wtuliła się w kobietę. Za to wszyscy kochali Charlotte McKagan. Za to złote serce, które skrywała w sobie i wszystkim darowała. Mimo że niektórzy ją krzywdzili, ona zawsze im wybaczała i ciągle pomagała, pocieszała... Była niesamowita.
Dla Angie jeszcze bardziej. Była dla niej jak matka, którą straciła w wieku czterech lat. Od tamtej pory mulatka już nie jest oczkiem w głowie swojego taty. Od tamtej pory jest jak jego przeszkoda. Jak coś, co trzeba bardzo szybko usunąć, bo przynosi same problemy. Zaraz po śmierci żony, Slash zaczął znowu brać, a jeśli chciał mieć swoje dziecko przy sobie, musiał pójść na odwyk. Gdy z niego wrócił, zajmował się swoją nową dziewczyną, a jego malutka córeczka odeszła na drugi plan. A wtedy potrzebowała go najbardziej.
- Ciociu...
- Tak, Kochanie?
- Mogę się już położyć...? - zapytała niepewnie brunetka.
- Oczywiście, Skarbie. Chodź, pościelę ci łóżko w gościnnym – kobieta uśmiechnęła się blado i wstała.
- Ale... Ale ja mogę spać na kanapie... I tak już dużo problemów narobiłam – zaczęła się jąkać, ale Charlie szybko jej przerwała.
- O nie, Kochana, jesteś moim gościem! - powiedziała wesoło, a gdy Angie wstała, od razu spochmurniała – Ile ty ważysz, Dziecko?!
Kiedy mulatka była przykryta kocem, nie widziała jej całego ciała, ale teraz jak stała przed nią w koszulce na ramiączkach i krótkich spodenkach, zrobiło jej się słabo. Nigdy nie widziała tak wychudzonej osoby. Wszędzie wystawały jej kości. Spodenki były zawiązane na sznurek, a ciągle spadały. Koszulka dosłownie wisiała na niej jak worek, mimo że był to prawdopodobnie najmniejszy rozmiar. Angie zaszkliły się oczy, jednak zamrugała kilka razy i cichym szeptem odpowiedziała na pytanie blondynki:
- Trzydzieści siedem kilogramów – Charlie spojrzała na nią zszokowana.
- Jutro idziemy do lekarza i do psychologa, bo możesz się nabawić jakiejś choroby – powiedziała stanowczo i zaprowadziła dziewczynę do pokoju gościnnego.
- Dziękuję, naprawdę... - szepnęła brunetka i usiadła na pościelonym przez ciocię łóżku.
- Nie ma za co, Skarbie. Mówiłam Ci, że zawsze możesz przyjść, kiedy potrzebujesz pomocy – mruknęła z uśmiechem i pogłaskała Angie po głowie – Dobranoc.
- Dobranoc, Ciociu.
Kobieta szybko wyszła z pokoju i ze łzami w oczach, skierowała się do sypialni. Zobaczyła leżącego na łóżku męża, który na dźwięk zamykanych drzwi, odwrócił się szybko.
- Co się stało? Gdzie byłaś? - zapytał szybko, patrząc jak blondynka kładzie się obok.
- Angie przyleciała – szepnęła, układając się wygodnie na poduszce. Zauważyła zaskoczone oblicze męża i powiedziała szybko – jutro wszystko ci powiem, dzisiaj jestem za bardzo zmęczona.
- No dobrze... - mruknął i pozwolił, aby Charlie się w niego wtuliła.
- Kocham cię – szepnęła i zamknęła oczy.
- Ja ciebie też.


***


Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Całą noc przepłakała i tak naprawdę spała tylko dwie godziny. Spojrzała na ścianę, gdzie wisiał zegar i wytrzeszczyła oczy. Widząc godzinę jedenastą, zerwała się z łóżka, pobiegła do łazienki, ubrała się w pierwsze lepsze ciuchy i po piętnastu minutach była już na dole. Słysząc głośny śmiech Andy'ego z kuchni, skierowała się tam, jednak nie było dane jej wejść do pomieszczenia, bo gdy tylko stanęła w progu, jakieś dziwne blondwłose stworzenie rzuciło się na nią, przewracając na podłogę.
- Angie! - wydarła się blondynka i mocniej ścisnęła mulatkę.
- Lauren... Głowa mnie boli, idiotko... - zaśmiała się żałośnie i odepchnęła od siebie dziewczynę. Ta spojrzała na nią z udawanym oburzeniem, ale kiedy wstały z podłogi, brunetka przytuliła ją mocno – Bardzo tęskniłam.
- Co ty tu w ogóle robisz? - zadała pytanie, na które Angie od razu spochmurniała.
- A to Angie nie może nas odwiedzić? - zapytała Charlie i mrugnęła porozumiewająco do mulatki, która uśmiechnęła się i usiadła obok Andy'ego.
- I jak tam? - zapytał chłopak i wziął kęs kanapki, którą miał w dłoni.
- Łeb mi pęka – jęknęła i położyła głowę na jego ramieniu. Po chwili zobaczyła przed sobą tabletkę, szklankę wody i talerz z jeszcze ciepłymi tostami – Ciociu, dziękuję, ale nie jestem głodna...
- Jedz – przerwała jej blondynka i usiadła obok męża. Brunetka niechętnie wzięła tosta do ręki i powoli ugryzła. Kiedy ona ostatnio jadła? Dwa dni temu? Zjadła jednego tosta i złapała się za brzuch.
- Przepraszam na chwilę... - zerwała się z krzesła i wbiegła do łazienki. Oparła czoło o zimne kafelki i czując narastające mdłości, pochyliła się i zwymiotowała do muszli to, co przed chwilą zjadła. Podniosła się ciężko i zobaczyła w progu Charlie ze łzami w oczach.
- Angie, ty jesteś chora, do cholery! Jeżeli ciągle tak będzie, będę musiała cię karmić dożylnie! Jak mogłaś się doprowadzić do takiego stanu?! Twój organizm jest już doszczętnie wyniszczony! W każdej chwili możesz trafić do szpitala! Martwię się o ciebie! Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak córka! - wykrzyczała, pozwalając by łzy popłynęły jej po policzkach. Mulatka oparła ręce o zlew i zacisnęła powieki.
- Wiem ciociu, przepraszam... Ale to nie moja wina, ja po prostu... Ja nie mogę nic zjeść. I to mnie też naprawdę męczy – wyszeptała, a kobieta wtuliła się w jej plecy.
- Jedziemy do lekarza – wzięła dziewczynę za rękę, zgarnęła z szafki klucze i razem wyszły z domu. Gdy wsiadły do samochodu, a Charlie odpaliła silnik, usłyszała szept:
- Boję się.
- Czego? Lekarzy? No proszę cię, Angie, oni chcą ci pomóc – powiedziała blondynka, wyjeżdżając z podjazdu.
- Ale ja ich nie znam...
- Kochanie, pracuję w szpitalu i załatwię ci najlepszego i najmilszego lekarza, okej?
- A może to być kobieta? - zapytała szybko mulatka, a blondynka spojrzała na nią pytająco – Po prostu wolę, żeby to była kobieta...
- Tak... Może to być kobieta – mruknęła Charlie, wjeżdżając na parking szpitala.


***


- Duff, ja się tak o nią boję... - usłyszał szloch swojej żony w słuchawce i przymknął oczy.
- Słuchaj, nie ma się czego martwić, Angie spędzi kilka dni w szpitalu i w końcu będzie z nią dobrze. Ważne, żebyś teraz z nią była – powiedział cicho, a blondynka pociągnęła nosem – Nie płacz, będzie dobrze.
- No dobrze, to ja z nią zostanę, okej? Wezmę nocną zmianę...
- Jak chcesz. My sobie damy radę w domu.
- No dobrze, to pa... Kocham cię – szepnęła.
- Mhm, ja ciebie też – odłożył słuchawkę i przeczesał włosy. Ledwo przeszedł z salonu do kuchni i znowu zadzwonił telefon.
- Halo?
- Duff? Kurwa, nie ma u was Angie? - usłyszał zaniepokojony głos swojego przyjaciela. Westchnął głośno i zacisnął dłoń na słuchawce.
- Naprawdę cię to obchodzi? - warknął blondyn.
- Do cholery, wiesz że się o nią martwię. Chyba wyszła gdzieś wieczorem, a teraz jej nie ma...
- Ja pierdole, Slash! Szukasz swojej czternastoletniej córki w Seattle?! - krzyknął do słuchawki.
- To jest u was czy nie? - zapytał po chwili ciszy, a Duff zacisnął zęby.
- Leży w szpitalu, wygłodzona. Waży zaledwie trzydzieści siedem kilo i ma anoreksję. Karmią ją dożylnie, bo inaczej nie przyjmie jedzenia, dlatego że wymiotuje. Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś przyjeżdżał, bo wątpię, że ona chce cię teraz widzieć. Ma dobrą opiekę, jest przy niej Charlie, nie musisz się martwić – powiedział oschle i rzucił słuchawkę na widełki – Pierdolony idiota...




HEEEEEEEEEEEEEEEEY, FUCKEEEEEEEERS!
Wróciłam, hehe.
Wiem, że długo nie pisałam i bardzo za to przepraszam, postaram się teraz wstawiać rozdziały częściej, ale w sumie mała zadyma jest, bo prowadzę przedstawienie na zakończenie roku i mam mały zapierdol...
No więc rozdział dedykuję mojej menadżerce, która dostarcza mi tyle zajebistych pomysłów, że tak naprawdę to jej opowiadanie, kc <3
Oraz mojej najlepszej przyjaciółce, Beci, kocham cię <3
Enjoy. 

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 1


- Andy... - usłyszał szept przy swoim uchu, który wyrwał go z pięknej krainy snów – Andy... - otworzył lekko oczy i zobaczył twarz swojej młodszej siostry.
- Co chcesz? - warknął, podnosząc się na łokciach.
- Mogę spać u ciebie? - zapytała blondynka, siadając po turecku na łóżku. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Co to w ogóle za pytanie? Masz swój pokój.
- Znowu się kłócą – szepnęła dziewczynka, spuszczając głowę. Andy westchnął ciężko i przesunął się, by mogła się położyć obok niego. Gdy tylko wtuliła się w jego klatkę piersiową, usłyszał głośny krzyk i trzask drzwi, a po chwili w jego pokoju pojawiła się Lucy – starsza siostra.
- Co się tam dzieje? - zapytał szeptem, a dziewczyna usiadła na łóżku.
- Nie mam pojęcia, dopiero co się obudziłam – westchnęła i przeczesała palcami włosy. Spojrzała na swojego brata, który uspokajająco głaskał młodszą siostrę po plecach – nie płacz, Lauren... - mruknęła, gdy usłyszała cichy szloch, wydobywający się z gardła dziewczynki – pójdziesz tam? - zapytała chłopaka. Andy nie odpowiedział, tylko wypuścił z objęć małą blondynkę i wyszedł z pokoju. Powoli zszedł po schodach, a kiedy nie usłyszał głosu swojego ojca, szybko skierował się do salonu. Zobaczył swoją mamę, siedzącą na kanapie z twarzą w dłoniach. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Rodzinne zdjęcia leżały gdzieś w kącie, wazon z kwiatami leżał rozbity na podłodze, a na stoliku do kawy były krople krwi. Uderzył ją? A może ona jego? Usiadł obok kobiety i złapał ją za rękę.
- Tak bardzo przepraszam, Skarbie... - usłyszał jej cichy głos. Zabrała ręce z twarzy i spojrzała na niego czerwonymi od płaczu oczami – Nie chciałam się znowu z nim kłócić...
- O co poszło tym razem? - zapytał, wpatrując się uważnie w jej czerwony policzek. A jednak. - Uderzył cię?!
- Nie krzycz, proszę... Mam już dosyć krzyków... - szepnęła błagalnie.
- Mamo... O co wam poszło? - przyciągnął do siebie kobietę i mocno ją przytulił.
- Znowu u niej był – wyszlochała po kilku minutach – Mam już dość. Nie wytrzymuję tego psychicznie.
- Chcesz wziąć rozwód? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nie mam pojęcia – wyszeptała i wtuliła się w niego, wybuchając głośnym płaczem. Kołysał ją lekko, ale kiedy zauważył, że nic to nie daje, zaczął cicho mruczeć ulubiony utwór matki.

Baby, I see this world has made you sad
Some people can be bad
The things they do, the things they say
But baby, I'll wipe away those bitter tears
I'll chase away those restless fears
That turn your blue skies into grey
Why worry, there should be laughter after the pain
There should be sunshine after rain
These things have always been the same
So why worry now?

Nigdy tego nie przyznawała, ale kochała jego głos. Była zakochana w niskim, zachrypniętym głosie swojego syna. Uwielbiała, kiedy uspokajał ją swoim śpiewem. Kiedy śpiewał jej ulubione utwory tylko po to, żeby przestała płakać. Kiedy przestawała myśleć o smutkach i zasłuchiwała się w słowach, wydobywających się z jego ust. Przymknęła oczy i mocniej wtuliła się w chłopaka. Dotknęła jego ręki i wzdrygnęła się lekko. Cofnęła dłoń, a blondyn zaśmiał się cicho:
- Spokojnie, to tylko poparzenie...
Jednak to poparzenie przypominało o najgorszym dniu w jej życiu.


Ledwo nadążała za lekarzami. Każdy coś mówił, krzyczał, ale nie wiedziała co. Jedyne co teraz się liczyło to jej syn. Jej syn, który leżał na noszach w stanie krytycznym. Jej syn, który właśnie walczył o życie. Jej syn, którego wynieśli niedawno z palącego się budynku Domu Kultury, w którym spędzał popołudnia, gdy rodzice byli w pracy.
- Tam nie można wchodzić! - zawołała za nią pielęgniarka, kiedy próbowała dostać do sali, do której wbiegli ratownicy z małym, nieprzytomnym chłopcem. Zaraz zjawił się mężczyzna w fartuchu i odciągnął kobietę od drzwi.
- Niech mnie pan puści! On ma cztery lata! Muszę być przy nim!
- Proszę tu poczekać, wszystko będzie dob...
- NIC NIE BĘDZIE DOBRZE! TO JEST MÓJ SYN! ON TAM UMIERA! - wyrwała się lekarzowi i wbiegła do pomieszczenia. Zauważyła jego małe, sine ciałko na szpitalnym łóżku. Usłyszała głośny pisk urządzenia, pokazującego pracę serca.
- Nie! Andy! Synku... - podbiegła do łóżka i pochyliła się nad chłopcem.
- Proszę pani, nie ułatwia nam pani pracy, proszę stąd wyjść!
- Nigdzie nie idę! - wykrzyknęła, a po chwili poczuła czyjeś dłonie na ramionach, które odciągały ją od dziecka. Szarpała się, wyrywała, krzyczała, ale to nic nie dawało. Po chwili była na korytarzu. Odwróciła się i zobaczyła zatroskaną twarz męża.
- Wszystko będzie okej, Skarbie... - szepnął, gdy przylgnęła do niego całym ciałem i zaczęła głośno szlochać – To jest silny chłopiec, da sobie radę – powiedział, wpatrując się w drzwi sali.



- Nawet nie wiesz, jak się wtedy o ciebie bałam... - wyszeptała i wytarła mokre policzki.
- Ale teraz jest wszystko okej – powiedział z lekkim uśmiechem – Mamo, idź się połóż. Jest noc.
- Tak, może to dobry pomysł... - mruknęła, wstając – Dziękuję, synku. Kocham cię – pochyliła się lekko i pocałowała go w czubek głowy.
- Ja ciebie też – wstał i wszedł z kobietą na piętro.

***



- Andy, wstawaj... - usłyszał głos swojej matki i poczuł lekkie szarpnięcie.
- Pięć minut...
- Mówiłeś tak kwadrans temu! No wstawaj, nie możesz się spóźnić, masz dzisiaj sprawdzian! - Charlie zerwała z niego kołdrę i skierowała się do drzwi – za piętnaście minut widzę cię na dole.
Blondyn ziewnął i usiadł na łóżku. Wziął z krzesła skórzane spodnie i w miarę czystą koszulkę z podobizną Angusa Younga. Ubrał się szybko i poszedł do łazienki, w której się dokładnie umył.
- Andy, nie będę na ciebie czekać! - usłyszał krzyk mamy, gdy rozczesywał włosy. Westchnął ciężko i biorąc plecak z pokoju, zszedł po schodach na parter. Założył buty, skórzaną kurtkę i wyszedł na zewnątrz, gdzie w samochodzie czekała na niego matka i siostry.
- Dłużej się nie dało? - zapytała Lauren, oglądając swoje paznokcie.
- Wal się.
- Andy! - warknęła kobieta, a chłopak wywrócił oczami i zamilkł, wgapiając się w szybę. Po kilkunastu minutach samochód się zatrzymał, a blondyn bez słowa wyszedł z niego i skierował się w stronę szkoły.
- Cześć – powiedział, siadając na parapecie obok Matta i Mike'a.
- Co tak późno? Myślałem, że już nie przyjdziesz – mruknął Mike, popijając swoją Coca-Colę.
- Ciężka noc – odparł Andy, wyciągając z plecaka puszkę z Pepsi.
- Ale że w jakim znaczeniu? - zapytał Matt, podnosząc brew.
- Spieprzaj – zaśmiał się blondyn i szturchnął bruneta – Rodzice znowu się kłócili, musiałem uspokajać wszystkich... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek. Wstali z parapetu i skierowali się pod salę. Stanęli na środku korytarza, rozmawiając o nowym basie Matta. Nagle Andy poczuł mocny ból w okolicy klatki piersiowej i zobaczył leżącą przed nim drobną brunetkę.
- Coś ci się stało? - zapytał chłopak i pomógł dziewczynie wstać. Spojrzała na niego wystraszona.
- Nie, nic... Przepraszam – powiedziała szybko i weszła do klasy, a za nią podążyli chłopacy. Dziewczyna usiadła w ostatniej ławce, a Andy zaraz pojawił się obok niej.
- Widzę, że będziemy siedzieć razem w ławce – mruknął z uśmiechem, a dziewczyna podskoczyła na krześle. Odwróciła głowę w jego stronę i już chciała wstać, kiedy blondyn złapał ją za rękę – Nie bój się mnie, przecież nie gryzę – zaśmiał się i wyciągnął z plecaka zeszyt – Jak masz na imię?
- Melanie – odpowiedziała cicho i zarumieniła się.
- Andy – wyciągnął w jej stronę dłoń, którą nieśmiało uścisnęła. Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w sali pojawił się nauczyciel muzyki.
- Cześć kurduple – powiedział mężczyzna, rozsiadając się wygodnie w fotelu. Rozejrzał się po klasie i wskazał palcem na brunetkę siedzącą obok Andy'ego – Ty jesteś ta nowa?
- Tak, to ja... - mruknęła cicho, czerwieniąc się cała.
- No to sobie miejsce wybrałaś, dziecko... Przecież McKagan cię zaraz tam zgwałci! - zawołał z uśmiechem, a klasa roześmiała się głośno – Wstań i przedstaw się nam.
Dziewczyna wstała niepewnie i przełknęła głośno ślinę.
- No więc... Jestem Melanie i przyjechałam tu z New Jersey...
- A czego słuchasz? - przerwał jej niemiło Matt.
- Lubię różnorodną muzykę, nie ograniczam się do jednego gatunku – wzruszyła lekko ramionami i usiadła szybko na miejscu.
- Grasz na czymś? Śpiewasz? Bez powodu do szkoły muzycznej nie mogłaś się dostać... - mruknął nauczyciel.
- Śpiewam – odpowiedziała cicho brunetka.
- A zaśpiewasz nam coś? - zapytał Andy.
- A muszę?
- Nie.
- To wolę nie – zakończyła wymianę zdań i skupiła się na lekcji.



Szczerze? Nie podoba mi się. Może początek jest w miarę dobry, ale reszta... Jest zła i to bardzo. Zepsuła mi się czcionka, ale mam nadzieję, że to nie utrudnia czytania. ;_;
Dedykuję ten rozdział osobie, która jest dla mnie najważniejsza, która zawsze potrafi mnie podnieść na duchu i którą kocham z całego serca.



PROSZĘ WAS, KOMENTUJCIE! TO NIE BOLI! 
 

niedziela, 17 lutego 2013

Prolog "Why Worry?"


Mały chłopczyk siedział sam przy stole. Reszta dzieci wesoło biegała po całym wielkim pokoju, a dorośli gwarnie rozmawiali, siedząc na kanapach i popijając kawę. Poprawił sobie kartonową czapeczkę ze słonikiem i rozejrzał się po pokoju. Kiedy tylko zwrócił wzrok na swoich rodziców, oczy zaszły mu łzami. To były jego piąte urodziny, a oni nie potrafili się powstrzymać od kłótni. Tuż przed przyjściem gości pokłócili się o jakąś mało ważną rzecz i nie rozmawiali ze sobą od początku przyjęcia. Widział wyraźnie poddenerwowanie na twarzy taty i smutek mamy. Nie lubił kiedy jego mama była smutna, a zdarzało się to bardzo często. Jego rodzice kłócili się przynajmniej raz na dzień. Zawsze po kłótni jego ojciec wychodził do baru i wracał w nocy lub rano, a jego rodzicielka siedziała całą noc w kuchni i płakała. Nigdy nie wiedział o co się pokłócili. Teraz też nie.
- Coś się stało, Andy? - zapytała brunetka, siadając obok chłopca. Na rękach trzymała 9-miesięczną dziewczynkę, która była urzekająco podobna do swojego ojca. Gęste, kręcone włoski opadały na uroczą, ciemną twarzyczkę. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko do blondyna i wtuliła twarz w koszulę kobiety.
- Chyba tak, ciociu – powiedział chłopczyk i pogłaskał dziecko po główce, na co zareagowało wesołym piskiem.
- Chodzi o rodziców? - Andy pokiwał głową – Nie martw się! Wiesz, że oni tak zawsze... Później się pogodzą.
- Tak myślisz?
- Ależ oczywiście. Chodź teraz tam do nas, nie możesz tutaj siedzieć sam w swoje urodziny! - zawołała wesoło brunetka i złapała chłopca za rękę. Posłusznie poszedł za nią i usiadł między milczącymi rodzicami. Zmierzył wzrokiem ojca, który wgapiał się w telewizor, jakby nie wiadomo co ciekawego było w prezenterze telewizyjnym. Widział zmęczenie, złość i smutek na jego twarzy. Potem odwrócił głowę w stronę mamy i zauważył w jej oczach łzy. Znowu. Znowu płacze. Mógłby się teraz założyć o sto dolarów, że jego rodzicielka zaraz wyjdzie z salonu i wróci po dziesięciu minutach z czerwonymi, podpuchniętymi oczami. Tak i się teraz stało. Kobieta wstała i bez słowa wyszła z pokoju, a zaraz za nią podążył wysoki blondyn. Chłopiec również podniósł się z kanapy i cicho podszedł do drzwi kuchni, za którymi zniknęli jego rodzice.
- Możesz przestać odstawiać sceny? - usłyszał poddenerwowany głos ojca.
- Ja odstawiam sceny?! Jakbyś nic nie mówił, to byśmy szczęśliwie spędzali ten dzień z naszym synem! Przypominam ci, że dzisiaj są jego piąte urodziny!
- Ciszej bądź! - warknął i dodał tonem ociekającym ironią – Dziękuję za przypomnienie, bo zapomniałem!
- Zachowujesz się jakbyś naprawdę zapomniał! Jakbyś nie mógł zamknąć pyska! Musiałeś mnie obrażać, w dzień urodzin Andy'ego?!
- Nie obrażałem cię, tylko stwierdzałem fakty!
- Nazywając mnie dziwką stwierdzałeś fakty?! Gratulacje, jesteś jeszcze większym debilem niż myślałam! - warknęła głośno blondynka. Tego chłopczyk już nie wytrzymał. Z płaczem wparował do kuchni, zwracając na siebie uwagę dorosłych.
- Czy wy nie możecie przestać?! Proszę was, chociaż dzisiaj! - jęknął, szlochając – Nic nie robicie, tylko ciągle krzyczycie na siebie! To nie jest miłe! Nie kochacie się już?!
- Andy... - westchnęła kobieta po chwili ciszy, przeczesując włosy. Szybko podeszła do chłopca i wzięła go na ręce – To nie tak... Kochamy się, tylko... - spojrzała na męża, który stał obok, patrząc na nią wyczekująco – Nie wiem jak ci to powiedzieć... Kocham twojego tatę, a tata kocha mnie, tylko że czasami się pokłócimy...
- Codziennie to nie czasami – przerwał jej chłopczyk, ocierając łzy.
- Wiem, przepraszam... Słuchaj, często jest tak, że mamy jakiś spór, ale to nie znaczy, że już się nie kochamy, tak? Po prostu... Jest nam teraz trochę ciężko, wiesz? Tata niedawno wyszedł ze szpitala, ty ciężko chorujesz, a z małą Lauren co trzy tygodnie jeździmy do lekarza... Nie dajemy sobie rady z tym wszystkim. Ale między nami nic złego się nie dzieje... - mówiła cicho, kołysząc uspokajająco synka.
- Nie będziecie już krzyczeć...? - zapytał szeptem chłopiec, przytulając się z całej siły do blondynki. Kobieta zacisnęła powieki, próbując się nie rozpłakać. Wysoki blondyn podszedł do nich i pocałował Andy'ego w głowę.
- Nie będziemy – powiedział i skierował się do salonu. Blondynka głośno westchnęła, otarła łzy z polików chłopca i podążyła w tym samym kierunku, co jej mąż.



Łelkom ewrybady!
No czeeeeść wszystkim! :3
Więc tak jak już pisałam, zaczęłam coś nowego i dzisiaj to publikuję. Będzie to opowiadanie o dzieciach Gunsów i mam nadzieję, że się wam spodoba, hehehe. ;_; Jeśli nie będę umiała nawet tego pisać, po prostu przestanę pisać cokolwiek. Zakładkę "bohaterowie" dodam kiedy znajdę jakieś ładne zdjęcia i ogarnę opisy.
I błagam was - nie bójcie się komentować! To nie jest straszne!
Do napisania ;)

niedziela, 10 lutego 2013

Hehehe, tak...

He.
He he.
He he he.
(nie zabijajcie, proszę).
Nie potrafię pisać tego opowiadania. Nie umiem rozwinąć akcji i jakbym miała je publikować, to by było nudne i bez sensu. Więc ogłaszam, iż kończę pisać opowiadanie Imagine. Może kiedyś do niego wrócę, może nie.
Teraz próbuję napisać coś nowego, też związanego z Gunsami, ale może trochę mniej. Bo będę pisać o DZIECIACH GUNSÓW. A przynajmniej spróbuję coś o nich napisać XD Prolog mam, sklecę jakiś rozdzialik i wstawię.
I mówiłam o dodatku na święta, no nie?
Hehehe.
Nic nie dodam, przykro mi. Chciałam napisać coś w miarę śmiesznego, ale z moim nastawieniem to nie wyszło.
PRZEPRASZAM, TAK BARDZO PRZEPRASZAM.
Ponieważ w środę jest koncert Slasha, na który się wybieram (tak, zazdrośćcie), to możecie mnie zabić tak... w piątek? Pasuje? XD
No to tego...
Do napisania! :3