niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 2


Maggie




Duff... Duff... Duff...
To imię krąży mi ciągle w głowie i nie mogę się skupić na nauce. Ciągle przed oczami mam uśmiech wysokiego blondyna, a w głowie oprócz jego imienia huczy mi „Ślicznie wyglądasz”, które powiedział. Po głowie chodzi mi też "ZAKOCHAŁAŚ SIĘ", które Janie mówi na każdej przerwie. To chore. Nie można się przecież zakochać od tak! Trzeba kogoś poznać, porozmawiać z nim... Nie można się zakochać tylko na kogoś patrząc! Nie można, prawda? Niech mi ktoś powie, że nie! Nauczycielka podeszła do mnie i zaczęła coś tłumaczyć, chociaż i tak nic nie rozumiałam. "Coś tam coś tam, równoległe do prostej c, coś tam coś tam, obliczenia, coś tam coś tam, duff".
- Jaki Duff? - Spytałam tępo nauczycielki, a ona pacła się otwartą dłonią w czoło.
- O czym ty myślisz, dziewczyno? Jedynka za pracę na lekcji – powiedziała zrezygnowana i zasiadła za biurkiem. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Brian, który siedział obok mnie uśmiechnął się porozumiewawczo, a Janie, której nauczycielka kazała usiąść z przodu szepnęła "Zakochałaś się".
Broń boże nie jestem agresywna, ale mam jej ochotę skręcić kark.




Duff




Otworzyłem oczy. Pierwszy raz od wieków spałem na łóżku, dość niewygodnym jeśli mam się czepiać. W naszej melinie, to jak los na loterii – inni śpią na podłodze, a ty jak skończony kutas, olewasz przyjaciół i rozkładasz się na łóżku. Tylko, że nad moją głową ktoś dyndał, co było dość niepokojące...
- Wstaawaaj... - szepnął miło ów ktoś, smyrając mnie włosami po twarzy. Uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie swój sen.
- Maggie? - spytałem, po czym ktoś splunął mi na twarz.
- Jaka Maggie, kretynie? - zaśmiał się Axl, a ja wycierałem twarz szmatką – Jakaś dobra dupa? - przysiadł koło łóżka i poruszył zabawnie brwiami.
- No... Ee... - zastanawiałem się co powiedzieć. Czy określenie „Dobra dupa” pasuje do Mag? Nie. Ale czy Axl zna inne określenia dotyczące dziewczyn? Również nie.
- A spierdalaj – powiedziałem i spróbowałem wstać z łóżka, ale ponieważ musiałem zrobić wymach żeby się podnieść, to moje piękne kolano spotkało się z twarzą rudzielca. Coś gruchnęło, Axl zatoczył się do tyłu. Zacząłem się śmiać.
- Złamałeś mi nos, chuju! - wrzasnął, a ja znowu ryknąłem śmiechem. Założyłem kowbojki i wyszedłem na dwór. Z braku bardziej konstruktywnego zajęcia, odpaliłem papierosa i ruszyłem przed siebie. To znaczy... Pod szkołę, do której chodzi Maggie. Po piętnastu minutach stałem już przy bramie i paliłem trzeciego z kolei papierosa. W końcu zadzwonił dzwonek, a w drzwiach szkoły zrobił się tłok. Nie zwracałem już uwagi na cheerleaderki, w krótkich spódniczkach, gdyż ze szkoły wyszła Mag ze swoją koleżanką. Po chwili dołączył do nich jakiś chłopak, którego widzę w ich towarzystwie pierwszy raz. Wzrok owego chłopaka padł na mnie. Mruknął coś do brunetki, a ona również zwróciła na mnie uwagę. Powiedziała coś do Maggie, poklepała ją po ramieniu i przechodząc obok mnie, razem z chłopakiem, skierowali się na drugą stronę ulicy. Blondynka niepewnie szła w moją stronę. Uśmiechnąłem się do niej, próbując ją lekko zachęcić, ale mi nie wyszło, więc sam do niej podszedłem.
- Cześć – powiedziałem wesoło, na co dziewczyna spłonęła jeszcze większym rumieńcem.
- Hej – uśmiechnęła się lekko, przez co mogłem zobaczyć w jej policzkach urocze dołeczki. Pedalisz, McKagan...
Walisz Stary. No dawaj! Nigdy nie wstydziłeś się żadnej dziewczyny! Weź się w garść, facet! Dobra, odważny Duff dobrze gada. Kobiety lubią jak się robi pierwszy krok, nie?

- Podobasz mi się. Chciałabyś pójść do kina, potem do mnie... Czy coś... - Przeczesałem dłonią włosy, żeby wyglądało to tak, jakbym się nie stresował. Tak na serio to lałem po nogawce.
A Maggie co? Nic. Naprawdę, oparła się urokowi słynnego Duffa McKagana Podrywacza Dziewic. Po prostu zarumieniła się, wyjąkała coś niezrozumiałego i sobie poszła. Tyle ją widziałem. Minęło 20 sekund zanim zorientowałem się, że dziewczyna przede mną nie stoi, a ja zrobiłem z siebie kretyna. Dała mi kosza. No normalnie, dała mi kosza! Pierdole.
- Ale poczekaj! Co powiedziałaś? Zgodziłaś się, tak? - Zawołałem za nią, robiąc z siebie jeszcze większego debila.



Maggie




Umieram. Umieram i w dodatku nie wiem gdzie jestem. Zaprosił mnie do kina. Powiedział, że się mu podobam. GDZIE JA JESTEM?!
Usiadłam na krawężniku i przymknęłam powieki. No i czemu uciekłaś? Ta... nie dość, że uciekłam przed kolesiem w którym się zakochałam, najprawdopodobniej z wzajemnością, to jeszcze nie mam pojęcia gdzie się znajduje, bo orientacje w terenie to ja mam kiepską.A zamiast zastanawiać się jak wrócić do domu, ja myślę o idiocie który nie potrafi powiedzieć głupiego "Co tam, co słychać, co porabiasz" tylko od razu zaprasza do siebie! Zero romantyzmu, wyobraźni, czegokolwiek! A jak się słodko uśmiecha... Nie, dość! Wstałam szybko i zapytałam przypadkowo spotkanego staruszka, jak dojść do mojego domu. Powiedziałam mu dokładny adres, a on tylko pokazał palcem na tabliczkę dwa metry od nas. O, moja ulica!



Duff



Z wyraźnym rozczarowaniem na twarzy wróciłem do Hellhouse'a. Od razu spotkałem się z kpiącym uśmiechem Axla.
- Nie dała ci dupy? - zapytał.
- Duff, jak mi przykro! - zawołał Steven, a po chwili zaśmiał się głośno.
- Spierdalajcie – mruknąłem. Usiadłem na kanapie i sięgnąłem po butelkę wódki, z której pociągnąłem kilka dużych łyków.
- Oo, Blondasek się obraził – powiedział Stradlin, robiąc smutną minkę. Zgromiłem go spojrzeniem.
- Gdzie Slash? - zapytałem, nie zwracając uwagi na ich głupie komentarze.
- Będziesz się zadowalał Hudsonem? - zaśmiał się Rudy – wyszedł do Rainbow.
- I kurwa, na mnie nie poczekał – mruknąłem, wstając z rozwalającej się kanapy. Czym prędzej wyszedłem z meliny. Szedłem szybkim krokiem, nie patrząc przed siebie. Nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy darli się na mnie, za każdym razem jak trąciłem ich ramieniem. W końcu dotarłem do baru. Pchnąłem szklane drzwi i skierowałem się do stolika przy którym siedział Slash. Usiadłem na krześle, zapaliłem papierosa i wypiłem kilka łyków z butelki Danielsa, stojącej przed mulatem.
- A tobie co? - zapytał głupio, a ja spojrzałem na niego porozumiewawczo – aaa... Dała ci kosza? Znam na to sposób – powiedział, wstając. Uśmiechnąłem się do niego i razem wyszliśmy z Rainbow, kierując się do
Whisky A Go Go.





Eh... Co mogę powiedzieć o tym rozdziale... Krótki, taki popierdolony w sumie. Nie podoba mi się za specjalnie. Mam coraz mniej czasu, żeby ogarnąć bloga, wiecie... SZKOŁA. GRR.
Speszyl tenks for Marysia za MALUTKĄ pomoc. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, noo ;_; <3
I przypominam - wpisywać się do "Informowanych" C: 
 

poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział 1


Maggie


- Zakochałaś się! - krzyknęła mi do ucha Janie po raz kolejny tego dnia.
- Wcale nie, nie można się zakochać ot tak... Upadłaś na głowę – oburzyłam się udając, że jestem pilnie zajęta rękawem swojego sweterka.
- Cały czas o nim gadasz, wszędzie go widzisz... Zakochałaś się!
- Janie, zamknij się, proszę cię! - powoli już zaczynałam się wkurzać – Głupia jesteś.
- A ty zakochana – zaśmiała się brunetka. Popatrzyłam na nią ze zdenerwowaniem i wywróciłam oczami – Tylko się nie obrażaj! No ale przyznaj... podoba ci się!
- No... jest przystojny, tak? - mruknęłam cicho, a ona zaczęła skakać po całym pokoju i piszczeć. Patrzyłam na nią jak na idiotkę.
- Moja Maggie się zakochała – przytuliła mnie i zaczęła śpiewać jakąś niezidentyfikowaną piosenkę. Zaczęłam się z niej śmiać. Po piętnastu minutach, pozwoliła mi normalnie usiąść na łóżku. Nagle Janie doskoczyła do mojej szafy i zaczęła wyrzucać z niej ciuchy.
- Co ty robisz? - zapytałam, gdy w moją twarz trafiła jakaś czarna bluzka.
- Szukam ci czegoś ładnego i wyzywającego, musisz dobrze wyglądać.
- A na co dzień nie wyglądam?
- Oh, nie o to chodzi – mruknęła i wyciągnęła z szafy granatową, przewiewną spódniczkę przed kolano, a do tego białą bluzeczkę z czarnym napisem The Beatles i głębokim dekoltem. Z dna wygrzebała czarne, wiązane buty przed kostkę – założysz to jutro.
- Ale... po co? - zapytałam patrząc na brunetkę.
- Bo jak go spotykasz, to się zasłaniasz nie wiadomo czym, żeby tylko nie widział ciebie i twojego ciała. Teraz musisz mu się pokazać z tej odważnej strony.
- Zakładając dość... wyzywające ciuchy? - podniosłam brew, a Janie tylko przytaknęła – W ogóle skąd wiesz, że go spotkam?
- Zawsze jak kończymy po drugiej, on jest w parku. A jutro kończymy po drugiej, prawda?
- Mam tak iść do szkoły? - zapytałam.
- No dokładnie! - zawołała, a po chwili zaczęła się przeraźliwie śmiać – Już widzę minę Briana, jak się tak pokażesz! - wykrzyknęła, a ja się zarumieniłam.
- Zamknij się już.
- A ty to ubierz.
- Muszę?
- Tak.


***


Obudził mnie głośny dźwięk budzika. Szybko wyłączyłam urządzenie i po chwili usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się po pokoju. Na krześle leżały ciuchy, które kazała mi ubrać Janie. Wywróciłam oczami, wstałam z ciepłej pościeli i wyszłam do łazienki, po drodze mrucząc do mojej mamy ciche „dzień dobry”. Po dokładnym umyciu się i wysuszeniu włosów, w samym ręczniku pomaszerowałam do mojego pokoju. Wytarłam się jeszcze i spojrzałam na ubrania. Westchnęłam ciężko i ubrałam się. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Hmm, w sumie nie jest tak źle. Spojrzałam na zegarek, dwadzieścia po siódmej. Wzięłam torbę i szybko zeszłam do kuchni, gdzie siedziała moja mama.
- O, ładnie się ubrałaś – powiedziała z uśmiechem, a ja spojrzałam na nią wrogo.
- To znaczy, że codziennie się nie ubieram ładnie?
- Nie o to chodzi! Chodzi mi o to, że bardzo ładnie w tym wyglądasz – mruknęła, a ja jej cicho podziękowałam. Zjadłam szybko śniadanie, założyłam czarne buty wybrane przez Janie, wzięłam torbę, zarzuciłam na ramiona granatowy sweterek i wyszłam z domu. Przed moim domem, czekała już brunetka.
- Wooow – wymruczała, okrążając mnie – spisałam się, no nie? - zapytała z uśmiechem, a ja tylko przytaknęłam. Po drodze do szkoły spotkałyśmy Briana, który patrzył na mnie z wytrzeszczem.
- Ja pierdolę, Maggie, wyglądasz zajebiście! - zawołał, a ja tylko zaśmiałam się i spłonęłam rumieńcem – Dla kogoś specjalnego się tak uszykowałaś? - zapytał, a ja już chciałam zaprzeczyć, kiedy wtrąciła się Janie.
- Maggie wyrywa starszych chłopców!
- Janie! - krzyknęłam oburzona, a ona zaczęła się śmiać – nie słuchaj jej, gada pierdoły.
- Ale to prawda!
- Oh, zamknij się, okej?! - wywróciłam oczami, a brunetka mnie przytuliła.
- No nie obrażaj się – zaśmiała się i pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnęłam się lekko i gdy mnie puściła, zamarłam.
- Nie przejdę tamtędy – powiedziałam, patrząc z szeroko otwartymi oczami na bramę szkoły.
- O co ci chodzi? - zapytała Janie i spojrzała w ten sam kierunek co ja. Jak zawsze, zaczęła się śmiać – nie możliwe! Chodź, noo! Zakręć jeszcze tak seksownie biodrami!
- Janie, opanuj się – powiedziałam z powagą – Kurwa...
- Który to ten Maggie? - zapytał Brian.
- Żaden nie jest mój.
- Ten wysoki blondyn.
- No kurde, dzięki Janie!
- Nie ma sprawy – powiedziała z uśmiechem brunetka i pociągnęła mnie za rękę – No chodź! Brian, idź sobie, idziemy podrywać facetów!
- Ta, żeby się wam poszczęściło! - zawołał i podszedł do swoich kolegów z drużyny piłkarskiej. Odetchnęłam głęboko i ramię w ramię, równym krokiem, skierowałam się z Janie w stronę szkoły. Kiedy byliśmy dość blisko niego i jego dwóch kolegów, zwolniłam trochę. A jak zrobię z siebie jakąś dziwkę? Jednak szybko wyrzuciłam tą myśl. Przeszłam stanowczym krokiem obok niego, rzucając spojrzenie na jego twarz. Zobaczył, że się na niego patrzę i uśmiechnął się W TEN SPOSÓB. Oczywiście, zakompleksiona Maggie, musiała spłonąć rumieńcem. Zaśmiał się cicho i nie zwracając uwagi na to co mówią do niego jego koledzy, podążał za nami wzrokiem. W końcu zdecydowałam się na dość odważny, jak na mnie, krok. Odwróciłam się i z uśmiechem mu pomachałam. Odmachał mi i jedyne co jeszcze słyszałam to tylko pytania jego kolegów „Co to za dziewczyna?”


Duff



- Na pewno ma na imię Maggie? - zapytałem Slasha, kiedy już od kilku minut obserwowaliśmy blondynkę, która siedziała na murku przy jakimś tam sklepie i czytała książkę.
- No tak, McKagan, to Maggie. Mówię ci przecież, że przyszła raz do mojej babci, na zastępstwo za jakąś laskę z opieki bla bla bla bla [słynny cytat Slasha <3 przyp. aut.] - spojrzałem na nią jeszcze raz i musiałem powiedzieć, że wyglądała dziś naprawdę... korzystnie. Pochylała się lekko co pomagało mi tylko zobaczyć jej piersi, a do tego miała założoną nogę na nogę, przez co jej spódniczka odkrywała kawałek jej zgrabnego uda.
- I co, mam tak teraz do niej krzyknąć?
- No, a co chcesz zrobić? - zapytał Slash, patrząc na mnie jak na idiotę. Przecież jestem idiotą, no nie?
- Ale co mam jej powiedzieć?
- Nie wiem... Może powiedz, że ładnie wygląda, czy coś – mruknął i poszedł w głąb parku, obok którego się znajdowaliśmy. Odchrząknąłem głośno.
- Maggie! - krzyknąłem i nie widząc żadnej reakcji ze strony dziewczyny powtórzyłem, tylko tym razem głośniej. Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na mnie z uśmiechem – Ślicznie wyglądasz! - zawołałem, a jej twarz nabrała koloru dojrzałej wiśni. Zaśmiałem się lekko, bo moim zdaniem to urocze, kiedy dziewczyna rumieni się, słysząc komplement.
- Dziękuję – odkrzyknęła i wyszczerzyła zęby. Mógłbym patrzeć na nią całą wieczność, ale usłyszałem krzyk Slasha i ruszyłem w jego stronę.




Eh, mam ostatnio tyle obowiązków, że w ogóle nie śpię, ciągle jestem w biegu i powoli nie wytrzymuję tego psychicznie. Jedynie kawa utrzymuję mnie, żebym nie zasnęła XD
No to macie rozdział 1 i niestety, 2 nie pojawi się prędko. Komentujcie, bracia i siostry! 


wtorek, 13 listopada 2012

Prolog "Imagine"


Maggie

Czekałam na Janie na przystanku. Siedziałam na ławeczce, zaczytana w Miasteczko Salem Stephena Kinga. Nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy mnie mijali i patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem. Nie rozumiem, czy to dziwne, że ludzie jeszcze czytają książki? Z zamyślenia wyrwał mnie głośny krzyk i śmiechy. Podniosłam głowę i spojrzałam w stronę hałasu. Dwóch chłopaków – wysoki blondyn i trochę niższy szatyn zmierzali w moją stronę. Zmieszałam się. Bałam się, że mogą mi coś zrobić, bo... na ciekawych nie wyglądali. Nerwowo założyłam kosmyk włosów za ucho i kątem oka przypatrywałam się im. Byli coraz bliżej.
- Hej, lalunia! - usłyszałam w swoją stronę gwizd, a potem krzyk. Zarumieniłam się i podniosłam wzrok. Blondyn pomachał mi i zaczął się śmiać. Uśmiechnęłam się lekko, sama nie wiem czemu i powróciłam do czytania książki. Po chwili poczułam szturchanie w ramię i zobaczyłam moją przyjaciółkę. Schowałam książkę do torby i razem skierowałyśmy się w stronę szkoły.
- Co słychać? - zapytała.
- A co ma być? To samo – odparłam i wzruszyłam ramionami.
- Co to za chłopacy na przystanku? - Kurde, widziała ich.
- Nie wiem, jacyś starsi... Nie znam ich.
- Ten wysoki to nawet niezły był – mruknęła i poprawiła włosy.
- Janie! - zawołałam i spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Oj no co? - zapytała, śmiejąc się.
- Oni są starsi od nas o jakieś dziesięć lat!
- Przesadzasz skarbie, przesadzasz – odparła z uśmiechem.
W mgnieniu oka znalazłyśmy się na boisku. Nienawidziłam tego miejsca, bardziej niż szkoły. Wszędzie biegali chłopaki z piłkami, a dziewczyny piszczały na ich widok. Usiadłyśmy sobie na trybunach i rozmawiałyśmy chwilę, aż ktoś mi nie zasłonił słońca.
- Cześć – powiedział Brian i uśmiechnął się do nas, siadając obok mnie.
- Hej – powiedziałam cicho i odwróciłam wzrok. Brian to dziwny chłopak. Janie mówi, że się we mnie zakochał, ale nie sądzę, aby widział coś we mnie. Jest przecież dużo dziewczyn, które pokazują swoje zgrabne ciała, w króciutkich spódniczkach i bluzkach odkrywających cały brzuch i czasem nawet trochę piersi.
- Idziecie na imprezę do Dolly? - zapytał, a ja odruchowo spojrzałam na dziewczynę kilka metrów przed nami. Mdliło mnie na sam widok jej mocnego makijażu, wielkich cycków, krótkiej spódniczki i „blond” loków. To właśnie była Dolly.
- Ja się nie wybieram – powiedziała Janie, a ja przytaknęłam. Brian wywrócił oczami.
- Dajcie spokój! Nie zwracajcie uwagi na to kim ona jest i jak wygląda... Jest bogata. Będziemy mieli żarcie i alkohol za darmo.
- Dobrze wiesz, że nie lubię imprez – mruknęłam cicho.
- Maggie... Trochę zabawy ci się przyda – poklepał mnie po ramieniu.
- Oj, nigdzie nie idę, nie będę się jej kręciła pod nogami – powiedziałam i gdy zadzwonił dzwonek skierowałam się do szkoły. Szłam zapatrzona w swoje białe półbuty, kiedy poczułam, że ktoś kto szedł z naprzeciwka, dość mocno szturchnął mnie ramieniem. Odwróciłam się i zobaczyłam tego blondyna z przystanku. Uśmiechnął się szeroko, a ja znowu spłonęłam rumieńcem. Zaśmiał się i poszedł przed siebie. Stałam przez chwilę ze spuszczoną głową, a później z uśmiechem ruszyłam w stronę wejścia do budynku.



Ladies and... Tomek!
Przedstawiam wam moje nowe arcydzieło.
Po długich naradach postanowiłam coś napisać i zobaczyć czy wam się spodoba. JEDNAK, UWAGA... Może być tak, że nagle przerwę, bo będę miała za dużo obowiązków, jednak tak być nie musi! Pożyjemy, zobaczymy... ;) 
 

piątek, 9 listopada 2012

EPILOG



Carrie



Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Byliśmy razem kilka dobrych lat, a on tak po prostu mnie zdradził. Obiecywał, przysięgał... Ale zrobił to. Poszedł do Rainbow po jakiejś małej sprzeczce, jak zawsze. Tylko, że tym razem wrócił najebany w trzy dupy, umazany cały szminką. Niby to nic, ale jak jechało od niego na kilometr damskimi perfumami... Dla naszej dwuletniej córeczki to był wielki cios, kiedy musiałam ją zabrać z domu jej ojca. W końcu zdecydowaliśmy się na rozwód.





Niska blondynka pochylała się nad biurkiem. Miała podpisać jedną umowę, jeden świstek. Podświadomość mówiła jej „zrób to!”, jednak serce podpowiadało inaczej. Jej wzrok z papieru przeniósł się na wysokiego blondyna, który stał nad nią i uważnie przypatrywał się jej czynom. Ich spojrzenia się spotkały. W jego oczach widziała wszystko. Żal, smutek, a przede wszystkim miłość. Ona również go kochała, ale to co jej zrobił już ją przerosło. Przyłożyła jeszcze raz drżącą rękę do papieru i przełknęła głośno ślinę.
- Jak pani jest niezdecydowana, może pani przyjść później – odezwała się urzędniczka z lekkim, wymuszonym uśmiechem.
Carrie spojrzała na nią, a potem szybko podpisała się w wyznaczonym miejscu i czym prędzej wyszła z sali. Zaraz po niej wybiegł wysoki blondyn.


Gdybym tylko wiedziała, że on wpadnie w taką depresję, nigdy bym nie podpisała tego papieru. Nigdy nie wzięłabym rozwodu z nim. Po całym tym incydencie wyprowadziłam się razem z naszą córką – Sophie, do mojego starszego brata Max'a. Tydzień później dowiedziałam się, że ponownie zaszłam w ciążę.




Wyszła ze szpitala, trzymając w ręce czarno-białe zdjęcie. Przypatrzyła się jeszcze raz. 6 tydzień. Z jej oczu pociekły łzy. To niemożliwe. Dopiero co trzy tygodnie temu się z nim rozstała. Usłyszała z daleka swoje imię, a potem obok niej pojawił się dość wysoki chłopak z kręconymi włosami.
- Carrie, wszystko w porządku? Co ty tutaj robisz? Coś się stało? - przyjrzał się jej uważnie, a ona nic nie mówiąc wtuliła się w niego, wybuchając głośnym płaczem.
- Slash... Jestem w ciąży... Z nim, w ciąży – wyszeptała i jeszcze mocniej go objęła.
- Wszystko będzie dobrze – wymruczał tylko i pocałował w czubek głowy.



Slash wtedy bardzo dużo mi pomagał, chociaż miał dużo na głowie. Musiałam przeczekać tydzień, aby uwierzyć w to, że zaszłam z nim w ciążę i, żeby móc cokolwiek powiedzieć. Jednak w ten sam dzień, w który chciałam mu to powiedzieć i co ważniejsze, dać mu drugą szansę zadzwonił telefon, który odmienił całe moje życie. Chodziło o niego. Przedawkował.
Od tamtego czasu minęło już dwadzieścia lat. Sophie niedawno urodziła synka, którego nazwała Andrew. Jest na studiach medycznych, z czego jestem bardzo dumna. Duff zawsze chciał zostać lekarzem, ale jego matka nie miała pieniędzy by opłacić mu tak drogie studia.
Nasza druga córka – Michelle powoli kończy szkołę. Zastanawia się teraz jaki wybrać kierunek, co nie idzie jej łatwo. Jest zdecydowanie bardziej zbuntowana. Wyglądem przypomina matkę, a charakterem i przede wszystkim wzrostem (bo 179 cm wzrostu, to nie tak mało, prawda?) jest jak Duff. Robi wszystko, by wyglądać jak swój ojciec. Ma nawet taki sam tatuaż na ramieniu. No i bardzo często odwiedzam komisariat, w poszukiwaniu mojej 19-letniej córki.
Ja... Hmm... Na pewno już nie będę w związku. Życie nauczyło mnie, że prawdziwą miłość ma się tylko jedną. Przynajmniej w moim przypadku. Mimo że już go nie ma, ciągle będę go kochać. Teraz jestem szczęśliwą, samotną matką i babcią, i chyba to się już nie zmieni.
A Duff? Sądzę, że teraz pije sobie drinka z Morrisonem albo wywija na parkiecie z Janis Joplin. Tęsknie, ale co poradzić? Czasu nie cofniemy, trzeba żyć przyszłością.




Michael Andrew McKagan
ur. 05.02.1962 zm. 19.07.1991
Rest In Peace




- Wiedziałam, że tutaj cię znajdę – mruknęła Michelle siadając obok. Wpatrywała się w nagrobek, swoimi dużymi niebieskimi oczami. Michie to naprawdę piękna dziewczyna, gdyby nie jej piercing... Mi się osobiście nie podoba, ma za dużo kolczyków. W nosie, w wardze dwa, na uszach po pięć i dwa w brwi.
Ma cienkie, platynowe włosy, z czego pół wygolone, co również nie przyjęłam pozytywnie. Cerę ma strasznie jasną, można by powiedzieć, że ktoś wysypał na nią mąkę. Wielkie niebieskie oczy, delikatne rysy twarzy, mały zgrabny nos i pełne, jasne usta. Ubrana w luźny t-shirt z Iron Maiden, czarne poprzecierane rurki, brudne glany i pełno dodatków jak nieśmiertelniki czy pieszczochy.
- Idziemy do domu? Soph dzwoniła, że dzisiaj przyjedzie z Andym – powiedziała, patrząc na mnie – co jest?
- Nic, nic... - mruknęłam, wstając. Obie szybko wyszłyśmy za bramy cmentarza.




No i mamy piękny, wspaniały koniec.
I teraz chyba trzeba wszystkim zadedykować, nie?
Marysia - nie raz mi pomagałaś, za co ci bardzo dziękuję i mimo 24356342354 kilometrów, kocham cię jak siostrę :3
Julcze - ty jesteś po prostu całym moim światem i to ci powinno starczyć. Dziękuję, że jesteś <3
Beata - tobie wyjawiłam mój największy sekret. W końcu mogłam się tym z kimś podzielić i dziękuję, że mnie wysłuchałaś. I, że pomagałaś tyle razy <3 Najlepsza groupie EVER.
Scarlett - żono moja, serce moje <3
Hipnotyzer - nie wiem, czy czytasz tego bloga jeszcze, ale w jednym z rozdziałów pomogłaś mi maksymalnie i bardzo ci za to dziękuję <3
Tomek - jedyny facet jaki to czyta, szacun! :D
Oliwia - niby na początku komentarze na blogach, a potem przez Ołuffki poznałam cię bardziej i się cholernie z tego cieszę :3
Lizelotta - Ten twój list i zespół Duff&Duff rozwalił mnie na części <3
Iza - dzięki za to, że masz krzywy ryj, mogę się z kogoś ponabijać XD a tak na serio, BEST FRIEND FOEWA
Gosia - A masz dedyka, a co! XD
Nikodem - ah, te twoje tłuste włosy <3
Babcia - Bo babcią jest <3 Sumi, kocham cię <3
Wszyscy czytelnicy - bo było was dużo, dużo, dużo! I czytaliście te moje marne wypociny i znosiliście moje humory i komentowaliście... Wielbię was, serio :3
No to... To już koniec no nie? 

środa, 7 listopada 2012

Rozdział 15


6 lat później...


Carrie


Patrzyłam na niego gdy siedział w kącie w kawiarni. Co chwilę nerwowo się oglądał. Czekał na kogoś. Po dziesięciu minutach podeszła do niego wysoka brunetka. Wstał z szerokim uśmiechem i przytulił ją, po czym odsunął jej krzesło i sam usiadł na swoim miejscu. Ponieważ Valerie – moja przyjaciółka - obsługiwała kasę, musiałam do nich podejść. Po jakimś czasie małymi krokami skierowałam się do stolika.
- Mogę przyjąć zamówienie? - zapytałam, rumieniąc się cała. Zmuszona byłam popatrzeć na nich, więc spojrzałam na niego i nogi się podemną ugięły. Z bliska wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy wyjechał. Lekki uśmiech zszedł mu z twarzy kiedy spojrzał na mój naszyjnik. Był on w kształcie serduszka, na którym było „
D + C”. Dostałam go od niego na moje 17 urodziny. Jego piwne tęczówki przeszywały mnie na wylot. Przełknęłam głośno ślinę, czując jak łzy napływają mi do oczu. Zamrugałam szybko i ponowiłam pytanie.
- Co ty tu do cholery robisz? - zapytał, wytrzeszczając oczy.
- Mieszkam, a aktualnie pracuję – odpowiedziałam drżącym głosem. Wstał szybko i spojrzał na mnie z góry.
- A czemu ja nic o tym nie wiem?
- To... To nie jest czas, żebyśmy o tym mówili, dobrze? Możesz do mnie przyjść po pracy, czy coś... Jesteś zajęty – spojrzałam na jego towarzyszkę i dopiero teraz zauważyłam, że to Claudia – jego siostra. Niechętnie usiadł, nie przestając na mnie patrzeć. Poczułam się strasznie niezręcznie, wszyscy przeszywali mnie wzrokiem. No tak, przecież to sławny basista Guns N' Roses, Duff McKagan, kompletnie zapomniałam!
Przyjęłam zamówienie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę barku. Spotkałam się z współczującym wzrokiem Valerie. Wszystko wiedziała i co najważniejsze, uwierzyła w to. Nie wszyscy wierzą, że twoją największą miłością był Duff McKagan.
- Wszystko w porządku? - zapytała cicho, a ja pokręciłam przecząco głową i skierowałam się w stronę zaplecza. Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. Ciągle go kocham, ale przecież... On jest gwiazdą rocka, nie chciałby układać sobie życia. Ma już wszystko. Sławę, pieniądze, wielki dom, pełno lasek, które tylko czekają na to, aby wypiąć dupę w jego stronę... Po co ma się mu tam pałętać taka pokraka, jak ja?
Po zakończeniu zmiany spojrzałam w kąt kawiarni, w którym siedział z Claudią. Nie było go tam. No tak, pewnie mu nie zależy. Ściągnęłam fartuch z logiem firmy, zabrałam swoje rzeczy z zaplecza i wyszłam z budynku. Już miałam iść w stronę mojego mieszkania, kiedy ktoś złapał mnie za ramię.
- Teraz możemy porozmawiać? - to był on. Wyglądał inaczej, a jednocześnie tak samo. Długie, jasne blond włosy z czarnymi odrostami opadały na jego ramiona i twarz. Nabrał męskich rysów i... schudł. Potwornie schudł, widać to nawet po jego rękach, które wyglądają jak patyki. Spojrzałam ponownie w jego oczy, jednak moją uwagę zwróciły jego rozszerzone źrenice. Martwiłam się o niego cholernie, ale on w ogóle się tym nie przejmował.
- Porozmawiamy jak nie będziesz naćpany! Zresztą, nie mamy o czym rozmawiać – czując napływające do oczu, wyrwałam się z jego uścisku i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.
- Carrie, do cholery, musimy sobie chyba coś wyjaśnić, tak?! - krzyknął za mną, a po chwili znalazł się przede mną. Złapał mnie za ramiona – Powiedz mi, co ty tu robisz?
-To jak ty jesteś w Los Angeles to ja już nie mogę przyjechać? - zapytałam uśmiechając się ironicznie.
- Oczywiście, że możesz, ale... Czemu ja nic o tym nie wiem?! - zapytał pochylając się lekko. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy się na nas patrzyli, łącznie z paparazzi, którzy teraz nie odstępowali Gunsów na krok, gdyż byli najsławniejszym zespołem na całym świecie.
- A czemu miałbyś wiedzieć? Jestem jakąś twoją własnością? Przecież skończyłeś ze mną, wyjeżdżając z Seattle, nic mi nie mówiąc! - krzyknęłam, dając łzom spłynąć po policzkach.
- Nie mówiłem ci, bo nie chciałem żebyś ze mną jechała – powiedział cicho.
- Aż tak bardzo się mnie wstydzisz? - zapytałam, coraz bardziej się rozklejając. - Nie o to chodzi Carrie!
- To o co?! Wytłumacz mi proszę, o co?!
- Przecież miałaś 17 lat! Musiałaś skończyć szkołę, przecież kiedyś o tym rozmawialiśmy...
- Mogłeś mi to wytłumaczyć kiedy wyjeżdżałeś! Do cholery, nic mi nie powiedziałeś, nic! Przychodzę kurwa, do twojego domu w naszą rocznicę, a twoja mama mówi, że wyjechałeś! Że po prostu kurwa, mnie zostawiłeś, w naszą rocznicę, rozumiesz?! Aż tak bardzo ci nie zależy?! - wykrzyczałam co mi leżało na sercu, już nie przejmując się tym, że pięciu facetów z aparatami co chwila błyskało fleszami w naszą stronę. Chłopak z małym przerażeniem patrzył mi w oczy.
- Przecież... Przecież mi zależy, Carrie... Ja pierdole, przecież ja cię kocham! Ja... przepraszam... - za bardzo nie wiedząc co ma zrobić, objął mnie lekko, a ja wtuliłam się w niego i wybuchłam płaczem. Tak bardzo się za nim stęskniłam. W końcu mogłam poczuć jego zapach, taki sam jak 6 lat temu. Widziałam go tylko na w gazetach i telewizji, a teraz znowu widzę go na żywo, mogę się do niego przytulić. Staliśmy na środku chodnika przez jakieś piętnaście minut, aż zaczęłam się trząść z zimna. W końcu stanie w samym sweterku w listopadowe po południe, nie jest najmądrzejszą rzeczą.
- Może pójdziemy do mnie? - zapytałam, ocierając łzy i uśmiechając się lekko. Duff pocałował mnie w czoło i złapał za rękę.
- Prowadź.
Po dwudziestu minutach byliśmy już w domu. Oplatałam go w pasie nogami, podczas gdy on ściągał powoli moją koszulkę, całując mnie zachłannie. Jakimś cudem dowlekliśmy się bez szwanku do sypialni. Z błogim uśmiechem powitałam jego usta na moim dekolcie.


***

DuffObudziło mnie pierdolone słońce. Ktoś je wyłączy? Nie? Trudno. Odwróciłem się na drugi bok i otworzyłem oczy. Naprzeciwko mnie leżała moja ukochana, drobna dziewczyna. Musnąłem ustami jej dekolt, szyję, żuchwę, aż doszedłem do malinowych ust. Carrie zamruczała jak kot i uchyliła oczy.
- Dzień dobry – mruknęła, całując mnie – która godzina?
Spojrzałem na zegarek stojący na szafce nocnej.
- Jest dziesiąta rano. Na którą masz do pracy? - zapytałem przytulając się do jej nagich piersi.
- Na drugą po południu – mruknęła i chciała się poprawić, ale gdy tylko wykonała najmniejszy ruch, krzyknęła cicho – Kurwa, moja dupa – wyjęczała tylko i opadła na poduszki.
- Aż tak źle? - zaśmiałem się, sam czując lekki ból w biodrach.
- Ty się śmiejesz, a nawet nie wiesz jak to boli – powiedziała z grymasem bólu na twarzy – Chyba nigdzie dzisiaj nie idę. A ty?
- Ja mam próbę o dwunastej – burknąłem, przewróciłem się na bok i wychyliłem lekko, żeby poszukać moich bokserek. Po chwili poczułem pieczenie na pośladku. Klepnęła mnie w dupę! Usiadłem i spojrzałem na jej uroczy uśmiech – Nudzi ci się?
- Nie moja wina, że masz fajny tyłek – zaśmiała się, a ja tym razem kładąc się na plecach, sięgnąłem po moje bokserki, które szybko wciągnąłem na siebie. Znalazłem resztę moich ciuchów i założyłem je na siebie.
- Przyjadę dzisiaj po ciebie o czwartej po południu, poznam cię z chłopakami – powiedziałem, pochylając się nad nią i zabawnie poruszając brwiami.
- Mhm, jak wstanę – mruknęła i pocałowała mnie.
- Idę, cześć.
- Pa.


***

Wszedłem do domu i od razu wpadłem na chwiejącego się Slasha. Spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem, uśmiechnął lekko i poszedł do swojej sypialni. Stałem przez chwilę w miejscu i zastanawiałem się, czy nie pomylił mnie z prostytutką, jednak odrzuciłem te myśli i pomaszerowałem do kuchni, w której znajdował się Axl – wcześniej znany jako William Bailey.
- No w końcu jesteś, gdzie ty do chuja byłeś? - zapytał z wyraźnym wkurwieniem na twarzy. Przewróciłem oczami i wziąłem z blatu puszkę piwa.
- U dziewczyny byłem.
- Rozumiem, że pewnie dobra dupa, ale mógłbyś kurwa pomyśleć trochę o nas, no nie?
- Ja pierdole, co się czepiasz? Moją matką jesteś? - zapytałem otwierając lodówkę, mając świadomość, że nic tam nie ujrzę. Myliłem się. Najwidoczniej Claudia zrobiła nam zakupy.
- Nie no kurwa, ale wybyłeś nic nam nie mówiąc i wracasz kurwa rano jakby nigdy nic, kompletnie zapominając o tym, że mamy próbę – zaczął swój monolog, a ja tylko westchnąłem ciężko.
- Axl, zamknij się! - wrzasnąłem po pięciu minutach – nie zapomniałem o próbie, bo kurwa jestem, tak? Nie muszę wam chyba mówić, gdzie idę, bo jestem dorosły. Byłem u Carrie – wytrzeszczył oczy.
- TEJ Carrie? Z Seattle?
- Tak kurwa, TEJ Carrie, z Seattle.
- Wypiękniała? Urosły jej cycki? W ogóle urosła? Zmieniła się? Obcięła włosy? Zmieniła kolor? Inaczej się ubiera? SŁUCHA POPU?! - Rudy pytał i pytał, i pytał, i pytał...
- ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnąłem, a on spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami – Jest piękna jak zawsze, cycki jej urosły, urosła, ale tylko kilka centymetrów, nic się nie zmieniła, zostawiła włosy, ubiera się tak samo i nie słucha popu – odpowiedziałem jednym tchem i wyszedłem z kuchni, a po chwili zawróciłem – I JEST MOJA.
- Nie podzielisz się? - jęknął Axl i popatrzył na mnie z miną zbitego szczeniaczka. Już miałem mu powiedzieć, żeby spierdalał, ale przerwał mi Slash.
- Czym się dzielicie? - zapytał siadając na kanapie.
- Niczym..
- Jak to niczym?! No Duff!
- Oj, spieprzaj, nie ma w ogóle mowy!
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany mulat.
- Ten pudel znalazł sobie zajebistą laskę i nie chce się dzielić! - wrzasnął Rudy siadając na kanapie obok Slasha. Założył ręce na piersi i spojrzał na mnie ze zdenerwowaniem.
- Spierdalaj wiewióro! Masz tam swoje jakieś dziwki, niech one cie zaspokajają.
- A ja mam Vicky – zaśmiał się Hudson i wyszedł do swojego pokoju. Dobrze słyszeliście, dziewczyną mulata jest ta sama dziewczyna, która chodziła z nami do szkoły i często ratowała mój związek z Carrie.
- Czyli się nie podzielisz? - zapytał Axl po kilku minutach ciszy. Westchnąłem ciężko.
- NIE.


***
Carrie

Moje kości biodrowe jak i uda, nie bolały tak mocno jak wcześniej, więc postanowiłam trochę ogarnąć w moim małym mieszkanku. Zdążyłam zrobić całą kuchnię na błysk, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je, a po chwili tego żałowałam, gdyż znalazłam się w żelaznym, silnym uścisku rudej małpy, która ciągle powtarzała moje imię.
- Jak dobrze, że przyjechałaś, Los Angeles potrzebuje ładnych dziewczyn! - wykrzyknął. Znowu podniósł mnie o kilka centymetrów i zaczął się kręcić wokół własnej osi.
- Axl... AXL! - tak, nauczyłam się nazywać go Axl, a nie William – ja też cię kocham, ale miło by było gdybyś postawił mnie na nogi, bo nie chcę ci zarzygać całej koszulki... O Thin Lizzy! - powiedziałam z uśmiechem, a on postawił mnie na podłogę.
- 5 minut i 43 sekundy – powiedział Duff, patrząc na swój stary zegarek. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem – tyle się witaliście. Nie może być za długo.
- A to niby czemu? - zapytałam z podniesioną brwią.
- Bo jeszcze się do ciebie za bardzo przyzwyczai – odpowiedział mi blondyn – zbieraj się, idziemy.
- Już, daj mi się przebrać... - mruknęłam i poszłam do sypialni, zamykając drzwi na klucz. Przebrałam się szybko w czarne rurki i koszulkę The Clash. Wyszłam z pokoju, zabrałam z przedpokoju ramoneskę i przekazałam chłopakom, że możemy iść.




Przepraszam, że musieliście długo czekać, ale nie mogłam się za to zabrać, nie miałam chęci, czasu, weny... No ale jest. Nie za idealne, przerwane w środku akcji w prawdzie, ale jest. Oh, całkowicie mi się on nie podoba, ale musiałam coś wstawić, nie? ;_;
No i ważna rzecz... Obiecałam wam Bitwy Kapel, obiecałam święta, obiecałam opisanie "Jak Duff poznał Gunsów?", a wyszło, jak wyszło, bo jest to OSTATNI ROZDZIAŁ. Niestety, nie mam czasu na prowadzenie tego bloga, nie mam weny na dalsze rozdziały. Więc to już jest koniec.
W piątek lub sobotę wstawię epilog i się z wami jakoś ładnie pożegnam :3 Komentujcie, proszę!