niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 1


- Andy... - usłyszał szept przy swoim uchu, który wyrwał go z pięknej krainy snów – Andy... - otworzył lekko oczy i zobaczył twarz swojej młodszej siostry.
- Co chcesz? - warknął, podnosząc się na łokciach.
- Mogę spać u ciebie? - zapytała blondynka, siadając po turecku na łóżku. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Co to w ogóle za pytanie? Masz swój pokój.
- Znowu się kłócą – szepnęła dziewczynka, spuszczając głowę. Andy westchnął ciężko i przesunął się, by mogła się położyć obok niego. Gdy tylko wtuliła się w jego klatkę piersiową, usłyszał głośny krzyk i trzask drzwi, a po chwili w jego pokoju pojawiła się Lucy – starsza siostra.
- Co się tam dzieje? - zapytał szeptem, a dziewczyna usiadła na łóżku.
- Nie mam pojęcia, dopiero co się obudziłam – westchnęła i przeczesała palcami włosy. Spojrzała na swojego brata, który uspokajająco głaskał młodszą siostrę po plecach – nie płacz, Lauren... - mruknęła, gdy usłyszała cichy szloch, wydobywający się z gardła dziewczynki – pójdziesz tam? - zapytała chłopaka. Andy nie odpowiedział, tylko wypuścił z objęć małą blondynkę i wyszedł z pokoju. Powoli zszedł po schodach, a kiedy nie usłyszał głosu swojego ojca, szybko skierował się do salonu. Zobaczył swoją mamę, siedzącą na kanapie z twarzą w dłoniach. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Rodzinne zdjęcia leżały gdzieś w kącie, wazon z kwiatami leżał rozbity na podłodze, a na stoliku do kawy były krople krwi. Uderzył ją? A może ona jego? Usiadł obok kobiety i złapał ją za rękę.
- Tak bardzo przepraszam, Skarbie... - usłyszał jej cichy głos. Zabrała ręce z twarzy i spojrzała na niego czerwonymi od płaczu oczami – Nie chciałam się znowu z nim kłócić...
- O co poszło tym razem? - zapytał, wpatrując się uważnie w jej czerwony policzek. A jednak. - Uderzył cię?!
- Nie krzycz, proszę... Mam już dosyć krzyków... - szepnęła błagalnie.
- Mamo... O co wam poszło? - przyciągnął do siebie kobietę i mocno ją przytulił.
- Znowu u niej był – wyszlochała po kilku minutach – Mam już dość. Nie wytrzymuję tego psychicznie.
- Chcesz wziąć rozwód? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nie mam pojęcia – wyszeptała i wtuliła się w niego, wybuchając głośnym płaczem. Kołysał ją lekko, ale kiedy zauważył, że nic to nie daje, zaczął cicho mruczeć ulubiony utwór matki.

Baby, I see this world has made you sad
Some people can be bad
The things they do, the things they say
But baby, I'll wipe away those bitter tears
I'll chase away those restless fears
That turn your blue skies into grey
Why worry, there should be laughter after the pain
There should be sunshine after rain
These things have always been the same
So why worry now?

Nigdy tego nie przyznawała, ale kochała jego głos. Była zakochana w niskim, zachrypniętym głosie swojego syna. Uwielbiała, kiedy uspokajał ją swoim śpiewem. Kiedy śpiewał jej ulubione utwory tylko po to, żeby przestała płakać. Kiedy przestawała myśleć o smutkach i zasłuchiwała się w słowach, wydobywających się z jego ust. Przymknęła oczy i mocniej wtuliła się w chłopaka. Dotknęła jego ręki i wzdrygnęła się lekko. Cofnęła dłoń, a blondyn zaśmiał się cicho:
- Spokojnie, to tylko poparzenie...
Jednak to poparzenie przypominało o najgorszym dniu w jej życiu.


Ledwo nadążała za lekarzami. Każdy coś mówił, krzyczał, ale nie wiedziała co. Jedyne co teraz się liczyło to jej syn. Jej syn, który leżał na noszach w stanie krytycznym. Jej syn, który właśnie walczył o życie. Jej syn, którego wynieśli niedawno z palącego się budynku Domu Kultury, w którym spędzał popołudnia, gdy rodzice byli w pracy.
- Tam nie można wchodzić! - zawołała za nią pielęgniarka, kiedy próbowała dostać do sali, do której wbiegli ratownicy z małym, nieprzytomnym chłopcem. Zaraz zjawił się mężczyzna w fartuchu i odciągnął kobietę od drzwi.
- Niech mnie pan puści! On ma cztery lata! Muszę być przy nim!
- Proszę tu poczekać, wszystko będzie dob...
- NIC NIE BĘDZIE DOBRZE! TO JEST MÓJ SYN! ON TAM UMIERA! - wyrwała się lekarzowi i wbiegła do pomieszczenia. Zauważyła jego małe, sine ciałko na szpitalnym łóżku. Usłyszała głośny pisk urządzenia, pokazującego pracę serca.
- Nie! Andy! Synku... - podbiegła do łóżka i pochyliła się nad chłopcem.
- Proszę pani, nie ułatwia nam pani pracy, proszę stąd wyjść!
- Nigdzie nie idę! - wykrzyknęła, a po chwili poczuła czyjeś dłonie na ramionach, które odciągały ją od dziecka. Szarpała się, wyrywała, krzyczała, ale to nic nie dawało. Po chwili była na korytarzu. Odwróciła się i zobaczyła zatroskaną twarz męża.
- Wszystko będzie okej, Skarbie... - szepnął, gdy przylgnęła do niego całym ciałem i zaczęła głośno szlochać – To jest silny chłopiec, da sobie radę – powiedział, wpatrując się w drzwi sali.



- Nawet nie wiesz, jak się wtedy o ciebie bałam... - wyszeptała i wytarła mokre policzki.
- Ale teraz jest wszystko okej – powiedział z lekkim uśmiechem – Mamo, idź się połóż. Jest noc.
- Tak, może to dobry pomysł... - mruknęła, wstając – Dziękuję, synku. Kocham cię – pochyliła się lekko i pocałowała go w czubek głowy.
- Ja ciebie też – wstał i wszedł z kobietą na piętro.

***



- Andy, wstawaj... - usłyszał głos swojej matki i poczuł lekkie szarpnięcie.
- Pięć minut...
- Mówiłeś tak kwadrans temu! No wstawaj, nie możesz się spóźnić, masz dzisiaj sprawdzian! - Charlie zerwała z niego kołdrę i skierowała się do drzwi – za piętnaście minut widzę cię na dole.
Blondyn ziewnął i usiadł na łóżku. Wziął z krzesła skórzane spodnie i w miarę czystą koszulkę z podobizną Angusa Younga. Ubrał się szybko i poszedł do łazienki, w której się dokładnie umył.
- Andy, nie będę na ciebie czekać! - usłyszał krzyk mamy, gdy rozczesywał włosy. Westchnął ciężko i biorąc plecak z pokoju, zszedł po schodach na parter. Założył buty, skórzaną kurtkę i wyszedł na zewnątrz, gdzie w samochodzie czekała na niego matka i siostry.
- Dłużej się nie dało? - zapytała Lauren, oglądając swoje paznokcie.
- Wal się.
- Andy! - warknęła kobieta, a chłopak wywrócił oczami i zamilkł, wgapiając się w szybę. Po kilkunastu minutach samochód się zatrzymał, a blondyn bez słowa wyszedł z niego i skierował się w stronę szkoły.
- Cześć – powiedział, siadając na parapecie obok Matta i Mike'a.
- Co tak późno? Myślałem, że już nie przyjdziesz – mruknął Mike, popijając swoją Coca-Colę.
- Ciężka noc – odparł Andy, wyciągając z plecaka puszkę z Pepsi.
- Ale że w jakim znaczeniu? - zapytał Matt, podnosząc brew.
- Spieprzaj – zaśmiał się blondyn i szturchnął bruneta – Rodzice znowu się kłócili, musiałem uspokajać wszystkich... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek. Wstali z parapetu i skierowali się pod salę. Stanęli na środku korytarza, rozmawiając o nowym basie Matta. Nagle Andy poczuł mocny ból w okolicy klatki piersiowej i zobaczył leżącą przed nim drobną brunetkę.
- Coś ci się stało? - zapytał chłopak i pomógł dziewczynie wstać. Spojrzała na niego wystraszona.
- Nie, nic... Przepraszam – powiedziała szybko i weszła do klasy, a za nią podążyli chłopacy. Dziewczyna usiadła w ostatniej ławce, a Andy zaraz pojawił się obok niej.
- Widzę, że będziemy siedzieć razem w ławce – mruknął z uśmiechem, a dziewczyna podskoczyła na krześle. Odwróciła głowę w jego stronę i już chciała wstać, kiedy blondyn złapał ją za rękę – Nie bój się mnie, przecież nie gryzę – zaśmiał się i wyciągnął z plecaka zeszyt – Jak masz na imię?
- Melanie – odpowiedziała cicho i zarumieniła się.
- Andy – wyciągnął w jej stronę dłoń, którą nieśmiało uścisnęła. Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w sali pojawił się nauczyciel muzyki.
- Cześć kurduple – powiedział mężczyzna, rozsiadając się wygodnie w fotelu. Rozejrzał się po klasie i wskazał palcem na brunetkę siedzącą obok Andy'ego – Ty jesteś ta nowa?
- Tak, to ja... - mruknęła cicho, czerwieniąc się cała.
- No to sobie miejsce wybrałaś, dziecko... Przecież McKagan cię zaraz tam zgwałci! - zawołał z uśmiechem, a klasa roześmiała się głośno – Wstań i przedstaw się nam.
Dziewczyna wstała niepewnie i przełknęła głośno ślinę.
- No więc... Jestem Melanie i przyjechałam tu z New Jersey...
- A czego słuchasz? - przerwał jej niemiło Matt.
- Lubię różnorodną muzykę, nie ograniczam się do jednego gatunku – wzruszyła lekko ramionami i usiadła szybko na miejscu.
- Grasz na czymś? Śpiewasz? Bez powodu do szkoły muzycznej nie mogłaś się dostać... - mruknął nauczyciel.
- Śpiewam – odpowiedziała cicho brunetka.
- A zaśpiewasz nam coś? - zapytał Andy.
- A muszę?
- Nie.
- To wolę nie – zakończyła wymianę zdań i skupiła się na lekcji.



Szczerze? Nie podoba mi się. Może początek jest w miarę dobry, ale reszta... Jest zła i to bardzo. Zepsuła mi się czcionka, ale mam nadzieję, że to nie utrudnia czytania. ;_;
Dedykuję ten rozdział osobie, która jest dla mnie najważniejsza, która zawsze potrafi mnie podnieść na duchu i którą kocham z całego serca.



PROSZĘ WAS, KOMENTUJCIE! TO NIE BOLI!